Miejsce, w którym chcę być

Jest w nim coś magicznego i zagadkowego dla mnie. Gdy pociąg, którym jadę, zbliża się do tego miejsca, jakiś nieokreślony poryw, wybudza mnie w sposób, jakby szeptał: "patrz, nie przegap". W zależności od stopnia zmęczenia przygotowaniami do podróży, dzieje się to już w Choszcznie lub nieco dalej, między Choszcznem a Stargardem Szczecińskim. Od tego momentu uważnie i z błogością upajam się...

List do św. Mikołaja

Mój kochany Mikołaju!

Darzę cię miłością niezmienną od lat (tu nie napiszę ilu, żebyś się nie czuł skrepowany). Co rok podziwiam twoją hojność i trafność prezentów, które mi przynosisz.

Uprzedzając dzień 6 XII nadmieniam, że pantofle, które od 5 lat co roku dostaję, jeszcze mam. Wprawdzie te sprzed 3 lat z kożuszkiem nadgryzły mole i z bólem serca je wyrzuciłam, ale...

Kryzys

Mieszkali w bloku na piątym piętrze. Sąsiadami było małżeństwo w średnim wieku, które sadząc po awanturach i krzykach przechodziło kryzys małżeński.

Przyzwyczaili się już do tego i podkręcali głośniej radio lub telewizor, żeby nie słyszeć kulturalnej wymiany niecenzuralnych słów.

Repertuar mieli bogaty. Padały słowa na „G”, „K” oraz inne litery alfabetu. Zastanawiali się czy...

Ostatnie słowo

Jej ostatnie słowo , to był krzyk - RATUNKU !

Usłyszał je najstarszy syn i wpadł do kuchni.

Pijany ojciec stał nad matką z uniesiona w górę siekierą.

Zdążył krzyknąć, tato NIE - kiedy siekiera wbiła się głęboko w blat stołu, a matka wybiegła z kuchni.

Przybył w porę, odwrócił uwagę ojca i uratował życie matki.

Niestety, tak silny stres, strach,...

Rok

Wyraźnie coś go gryzło. Nogę na nogę założył i czoło swe jak świeżo zaorane pole zaczął palcami masować. Bruzdy i tak wcale nie znikały, ale widać było, że problem ma. Siedział.

- Przyznam, że mam z nimi niejakie problemy. Owszem, dobrze znam ich naturę i przyzwyczajenia. Dobrze rozróżniam fochy od zwykłej złośliwości. Całkiem łatwo poznaję ich kaprysy i grymasy, czy też ich słabości...

Szalik

Lało jak jasny piorun. Deszcz był dla nas najgorszy. Wobec deszczu byliśmy najbardziej bezradni. Deszcz był naszym wrogiem numer jeden. Jako bezdomni w wielkim mieście nie byliśmy w stanie schronić się na trwale pod żaden gościnny dach. Czytelnie i biblioteki, zwykle otwierane były w późniejszych godzinach, więc dowiezieni uczelnianym autobusem z odległego miasteczka z zaimprowizowanego tam...

Strony