Kryzys

Mieszkali w bloku na piątym piętrze. Sąsiadami było małżeństwo w średnim wieku, które sadząc po awanturach i krzykach przechodziło kryzys małżeński.

Przyzwyczaili się już do tego i podkręcali głośniej radio lub telewizor, żeby nie słyszeć kulturalnej wymiany niecenzuralnych słów.

Repertuar mieli bogaty. Padały słowa na „G”, „K” oraz inne litery alfabetu. Zastanawiali się czy pewne słowa usłyszane zza ściany pisze się przez samo „H” czy przez ”CH”?

Tak było codziennie, czasem urozmaicone odgłosami tłuczonego szkła. Zastanawiali się czy jeszcze jakieś talerze sąsiedzi mają w domu. Przyzwyczaili się do tych ciągłych hałasów, należały do codzienności.

Pewnego razu po powrocie do domu, poczuli się dziwnie. W mieszkaniu obok panowała cisza. Czekali, kiedy się zacznie wymiana zdań, nadsłuchiwali, ale nic się nie działo.

Wieczorem, położyli się do łóżek, ale o spaniu nie było mowy. Za cicho. Aż w uszach dzwoniła ta cisza.

Zaczęli się zastanawiać:

- Może są chorzy? Powiedziała żona.

- Jak to, obydwoje? Spytał mąż

- No tak, on przyniósł wirusa i zakaził ją? Teraz leżą obydwoje w łóżku

- Hmm, Może i leżą, odpowiedział, ale z innego powodu. Kochają się i zażegnują kryzys małżeński.

- Tak po cichu? Spytała żona. Nawet łóżko nie skrzypi

- A, co ty myślisz, że wszyscy tak głośnio wyrażają swoje emocje jak ty?

Mijały godziny, a oni wciąż nadsłuchiwali. To zażegnanie konfliktu małżeńskiego, kosztowało ich nieprzespaną noc.