W herbaciarni

Na ulicy Krakowskiej pod numerem cztery na froncie domu widniał szyld Herbaciarnia „U Dziwisza”.

- Wejdźmy na gorącą herbatkę! Rozgrzejmy się przed snem - powiedziała Janka do koleżanek, z którymi wybrała się na wieczorny spacer po Kazimierzu Dolnym.

- Super pomysł - odpowiedziała Ania. Danka i Ala także z ochotą przytaknęły na tę propozycję.

- Tu możemy wybrać rodzaj herbaty, gorącą czekoladę i smaczne dodatki - zauważyła Ania, która skierowała się na prawo do bufetu.

Duża tablica zawierała spis herbat, który podzielony był na grupy: zielona, czerwona, biała, czarna, owocowe i aromatyzowane. Przeszklona gablota, wypełniona ręcznie robionymi czekoladami, konfiturami i słodkimi specjałami wywoływała ślinkę i potęgowała ochotę spędzenia wieczoru w tym miejscu. Wszystkie cztery turystki okazały się miłośniczkami herbat. Wpatrywały się na spis wnikliwie, chciały posmakować tych najbardziej luksusowych, o niewybrednych smakach i aromatach. W końcu wybrały. Każda inny kolor i aromat. Dziewczyny najpierw zerknęły do urokliwego wykuszu dla dwojga z widokiem na ogród i Wisłę, a następnie rozglądnęły się za miejscem w dużym salonie, przedzielonym krótką ścianką na dwie intymne części. Przez chwilę delektowały się mieszczańskim wnętrzem lokalu urządzonym w stylu biedermeier.

Danka zachwycona była pogodną kolorystyką ścian lokalu. Dominowały delikatne zielenie, błękity i ciepłe róże.

 Ania oczarowana była meblami. Elementy tapicerskie i dekoracyjne na sofach, kanapach, fotelach i krzesłach utkane były w motywy kwiatowe lub pasy. Na ścianach wisiały obrazy, lustra, rzeźby i grafiki dokomponowane do układu mebli. Wzorzyste tkaniny, koronkowe serwetki ręcznej roboty nakrywały blaty stolików. Z efektownych wazonów ze szkła wyglądały świeże bukiety kwiatów; pyszniły się żółte tulipany i róże, skromnie lecz urokliwie zapraszały niskie konwalie i fiołki.

Janka usiadła na chwilę przy stoliku z pachnącymi, białymi liliami, których uroda odbijała się w lustrze oprawionym w bogato dekorowaną, złoconą ramę. Na stoliku leżało kilka książek. Wzięła jedną do ręki i zaczęła przerzucać jej kartki.

- Można tu bywać samotnie i nie być osamotnioną. Są książki i gorąca herbata – powiedziała zerkając na stylowe witryny zawierające półki z książkami.

- Dziewczyny, popatrzcie na ten obraz Matki Bożej z odkrytą piersią – wtrąciła Ania.

- To obraz Matki Bożej Karmiącej. Widziałam go w Betlejem w Grocie Mlecznej – oznajmiła Janka. Daje się go młodym parom oczekujących potomstwa.

-- Usiądźmy tu, w sam raz stolik dla czterech osób. Ludwikowskie krzesła, miękka kanapa z poduchami, no i bukiet czerwonych róż - oznajmiła Danka.

 Kobiety rozsiadły się przy stole nakrytym koronkowymi serwetami. Na stole połyskiwała srebrna cukiernica. Miła woń róż unosiła się w powietrzu.

Urodziwy młodzieniec niczym Efeb przyniósł herbatę w żeliwnych czajnikach i zapalił świecę stojącą na stole w platerowanym świeczniku.

Janka chwyciła prawą ręką za imbryk. Chciała nalać herbatę do filiżanek.

- Jaki ciężki ten czajnik - wykrzyknęła. Nie dam rady unieść go moją ręką z przypadłością „łokcia tenisisty”. Wyręczyła ją Ala.

Artdecowski imbryk był masywny i mocno rozgrzany. Utrzymywał za to długo gorący napar. Dziewczyny mogły zabawić w tym czarującym miejscu ponad godzinę, popijając smakowite, wciąż gorące herbaty, doświadczając relaksu i ukojenia. Chwilami skupiały uwagę na preciosach i malowidłach. Barokowy anioł w formie rzeźby przykuł uwagę Ani, a Danka podpatrywała lekką fantazyjnie upiętą firankę i perskie dywaniki w arabeski.

            Niespodzianką wieczoru okazał się kot, który bezpardonowo najpierw łasił się pod stołem koło nóg turystek, wyskakiwał na kanapę i bezceremonialnie zawierał znajomości. Rudzielec wchodził na kolana i wtulał się w plecy gości herbaciarni. Przytulną atmosferę tworzyło ciepłe światło lamp stojących na drewnianej podłodze. Mniejsze lampy, te ustawione na meblach między bibelotami uzupełniały nastrojowy klimat. Blaski i refleksy świateł, ogniki świec, lśnienia cukiernic i bibelotów sprawiły, że zmęczenie po całodniowym intensywnym zwiedzaniu całkowicie odeszło zniknęło. Gdy wybiła godzina dwudziesta druga, obsługa herbaciarni szykowała się do zamknięcia lokalu.

- Mam pomysł. Zabieram klimat i zacisze tego miejsca ze sobą do domu - oznajmiła Janka.

- Ja też, ja też, ja też – powtórzyły Ala, Danka i Ania.

- A co z kotem, też go zabieramy? - zapytała Ania, gdy dziewczyny opuszczały herbaciarnię.