Kryzys

Wchodziła powoli pod górę. Pogoda słoneczna, bezwietrzna, widoczność zapierała dech w piersiach. Kiedy spoglądała w tył, kolejne pasma górskie rysowały się wyraźnie i jakby na wyciągnięcie ręki. Przed nią czarne granitowe skały piętrzyły się wielkimi głazami, zdecydowanie za wysokimi dla jej nóg i rąk.

Poranna radość z wyjścia na planowaną od tygodni trasę zostawiła jeszcze w kącikach ust cień uśmiechu ale jednocześnie wraz z wolno narastającą trudnością w oddychaniu pojawiała się myśl: a co będzie jeżeli nie dam rady? Odrzucała ją zdecydowanie, chciała iść i dojść na szczyt, instynktownie czuła, że to jej pożegnanie ze światem wysokich gór.

Czuła narastające drżenie mięśni zmęczonych nieustannym dźwiganiem ciała w górę. Tam gdzie wysocy mężczyźni swobodnie wykonywali duży krok, ona musiała wykonać ich kilka. Zwilżyła usta, otarła pot gromadzący się nad górną wargą i spływający z czoła do oczu. Wraz z wysokością narastało dudnienie w uszach i pulsujący ból w skroniach, oznaki wysokiego ciśnienia. Musiała je opanować aby pokonać zbliżający się kryzys i wejść na zwieszający się nad nią, podświetlony słońcem szczyt.