Lekcja geografii

W czwartej klasie podstawówki już pisałam nosem. Z powodu krótkowzroczności umykały mi szczegóły gazetki wiszącej na ścianie po lewej oraz większość tekstów z tablicy. Dokładnie za to mogłam studiować napisy nagryzmolone na mojej ciemnozielonej ławce.

Szkoła nr 18 mieściła się w Krakowie przy ul. Topolowej, niedaleko muzeum Wodza Rewolucji. Nie zdziwiłam się więc zbytnio, gdy pewnego dnia zobaczyłam na mojej ciemnozielonej ławce słowo: „Lenin”.

Naplułam obficie na batystową chusteczkę do nosa i zaczęłam oczyszczać moje miejsce pracy z „Lenina”. I wtedy weszła kierowniczka szkoły, osoba, o której się mówiło, że należy do jakiegoś aparatu i jest aktywistką. Zastygłam więc w oczekiwaniu jakiejś aktywności z jej strony i rzeczywiście nie zawiodłam się. Szefowa postanowiła zastąpić chorą geografkę. Najpierw kazała ustawić równo wszystkie nasze ławki. Ciemnozielone. Następnie zabrała głos.

- Drogie dzieci, powiedzcie mi, bo to już powinnyście wiedzieć w czwartej klasie, co Partia robi?

Niestety, żadna z nas nie miała zielonego pojęcia, jak odpowiedzieć na to pytanie, mimo że niejednokrotnie odwiedzałyśmy muzeum Lenina, czego domagałyśmy się na przykład w obliczu klasówki z matematyki. Wiedziałyśmy, że nikt z belfrów nie odmówi, bo miałby się z pyszna, gdyby taka odmowa doszła do uszu szkolnych władz.

Pani kierowniczka wzięła mnie za rękę, pociągnęła za sobą między pięknie ustawionymi ciemnozielonymi ławkami i rzekła gromkim głosem:

- Otóż, drogie dzieci, zapamiętajcie sobie: Partia prowadzi!

To była bardzo uzdolniona pedagogicznie osoba.

Minęło ponad pół wieku, a ja, zapytana znienacka, umiem trafnie odpowiedzieć na pytanie: „Co partia robi?”.

 

[Sytuacja i ludzie prezentowani poprzez miejsce]