Dziadek Stefan

Zdziwiłam się mocno, gdy 19 lutego 1974 roku ujrzałam w moim mieszkaniu w Krakowie przy ul. Łużyckiej 67/21 ukochaną babcię Zosię - lwowiankę i antykomunistkę, oglądającą pierwszy odcinek radzieckiego serialu pt. „Siedemnaście mgnień wiosny”. Dotąd miała ona w pogardzie wszystko, co sowieckie. Teraz, zaaferowana, trzymała w ustach „płaskiego” z ustnikiem, a na małym ekranie zaciągał się dymem niejaki Stirlitz. I tak sobie palili i palili.

Okazało się, że niezwykle przystojny aktor Wiaczesław Tichonow był bardzo ale to bardzo podobny do dziadka Stefana. Dziadek Stefan w 1918 miał 18 lat. Widziałam zdjęcia, rzeczywiście wyglądał na nich jak amant filmowy. Zaraz po tym, jak skutecznie bronił Lwowa, zaczął się zjawiać w domu mojej babci Zosi.

- Pewnie, że mi się podobał – śmiała się później babcia – ale nie zawracałam sobie nim głowy, bo myślałam, że przychodzi do Heleny, mojej siostry. Ona była ode mnie dużo ładniejsza.

Mam problem z tym moim dziadkiem Stefanem. Czy mogę mówić, że miałam dziadka, skoro umarł na gruźlicę, mając trzydzieści cztery lata? Mój tata miał wtedy osiem lat.

Teraz tata ma lat 89. Dwa dni temu wrócił ze Lwowa. Ciągle tam jeździ. Był oczywiście na cmentarzu Orląt u swojego ojca. Bardzo pilnuje, żebyśmy wszyscy co roku byli na mszy rocznicowej w Kościele Mariackim. 22 listopada, za kilka dni, będzie właśnie taka uroczystość…

 

[początek tekstu, łączącego losy pojedynczego człowieka z historią]