Rzecz, która mi towarzyszy … (od zawsze?)

Cechą rzeczy? Nietrwałość. Ocalanie tych ważnych? Zawsze pod znakiem zapytania. Nawet te chronione z pietyzmem niszczą kataklizmy przyrodnicze lub ludzkiego fanatyzmu. Czy warto przywiązywać do nich wagę?  Dla mnie tylko w warunkach, gdy wiążą się z emocjami, człowiekiem, miejscem, zdarzeniem. Stąd od dwudziestu pięciu lat wożę za sobą kolorowe kamienie, które wnuczka w wieku dwóch lat zebrała na rozewskiej plaży, od piętnastu hołubię glinianą rybę nabytą w sklepie z barlineckimi deskami podłogowymi, a pod sosenką w ogrodzie mam kości swojej „zaczarowanej” kotki Nani. Od lat dwunastu mam tajemniczy obraz o nietypowym kształcie, malowany na sklejce, przestawiający scenę ni to żeglarską, ni to korowód osób i Ukrzyżowanego - jak u Nowosielskiego.

Nie rozstaję się też nawet w chorobie czy przy myciu z bransoletką skręconą gdzieś w Afryce z pasków trzech metali, z których tytan ma, w moich oczach, moc magiczną, a cechuje go właśnie trwałość.