Moja Polska

Dziennik (fragmenty)

20.05.14, wtorek

Pięcioletnia Agatka i trzyletni Mituś bawią się w teatr. "Chodź, królewiczu, zachwycimy publiczność. A za chwilę: "Skończyłam swoje popisy, teraz na Ciebie kolej, młodzieńcze".
Wczoraj w teatrze tv widziałam powtórkę "Czarnej komedii" Petera Schaffera w reż. Barbary Borys-Damięckiej z 1976 r. Była to dla mnie podróż sentymentalna, bowiem wystawiano kiedyś (może właśnie w 1976 r, muszę sprawdzić ) tę sztukę w Krakowie, pamiętam, że grała w niej piękna i szczupła Anna Seniuk i Marek Walczewski, jeszcze z włosami. Śmiałam się jak szalona. Prosta komedia sytuacyjna, ale jak zagrana! Teraz Młody Piotr Fronczewski, śliczna Ewa Wiśniewska. Wiśniewska... Wiśniowa. Ale skojarzenie. Wiśniowa! Wakacje, rok 1980, Kaśka ma trzy lata. Wróciliśmy właśnie z Belgii, od Mamy, oszołomieni feerią sklepowych blasków, prosto do letniego domku. Po drodze, w Wiśniowej właśnie, w przaśnej drewnianej budce z jarzynami kobieta w granatowym fartuchu pluje na chemiczny ołówek i podlicza na marginesie gazety słupki. Dlaczego myślę o tym z rozrzewnieniem? Owoce i warzywa smakowały 10 razy lepiej niż w Beneluksie. A ja byłam wtedy taka młoda.
Zaraz potem, już w Krakowie, Kasia stanęła przed drzwiami sklepu na naszym osiedlu i czekała, aż się automatycznie otworzą. Samootwierające się wejście do całodobowego marketu w Wiśniowej nie robi teraz najmniejszego wrażenia na Agatce. Ani na Mitusiu.

21.05.14. środa

Moja Polska. Moja Polska.
Burza mózgu: dzieci, teatr, Maciek, szkoła, Kraków. Nie wyjechałam na stałe, mimo że była pokusa i okazja. Maciek. 37 lat razem. Plus studia - przed małżeństwem. Tylko raz spędziliśmy osobno wakacje. Kasia i ja dostałyśmy pozwolenie. "A pan nie pojedzie"- zakomunikował urzędnik, gdy po wielu godzinach sterczenia w kolejce po wizy dotarliśmy do okienka. Mam wielki pakiet listów pisanych wtedy codziennie, pięknych, dobrych, czułych.
Maciek.
I że Cię nie opuszczę aż do. Nie opuścił. Aż do.
Agatka sześcioletnia: "Kocham Cię. Zaraz się rozpłaczę z tego, że Cię tak kocham." Jak to dobrze powiedziane. Czułam dokładnie to samo, gdy ważyliśmy decyzję o wyjeździe na stałe. Miłość do miejsc? Bo najbliższych ludzi miałabym przy sobie. Na szczęście zostaliśmy. Na szczęście?

XXI wiek, centrum Europy, klinika uniwersytecka. "Nie wiemy, co jest mężowi". W piątek byliśmy na zakupach, szukaliśmy sukienki na Sylwestra. W niedzielę cały mój dotychczasowy świat runął.
Trzyletni Mit: "Jak ulośniemy z Welonisią to się ozenimy zamąz". A późniejsza narzeczona Zuzia, starsza od niego, zażądała takiej oto zabawy: "Ja jestem królewną, mieszkam w wieży ( tu zarzuciła włoski do tyłu, odgarniając je łapką), a Ty mnie zdobywaj". "Dobrze" - odpowiedział mój wnuk ochoczo. I po zastanowieniu - "ale co ja mam właściwie robić?"

22.05.14, czwartek

Tu i teraz. Tylko tu. "Teraz" niezmiennie teraźniejsze. "Tu" oby niezbyt zmienne.
Kiedyś zabrakło pieniędzy na rzeczy ważne. Po wojażach zostały jakieś dolary. Maciek wybrał się na Rynek. Pod bramą na AB powiedział półgębkiem do typa, wyglądającego na cinkciarza: "Mam dolary". Odpowiedź cicha i też półgębkiem: "Ile?" "Dziesięć". "A pocałuj się pan w d...". Ryczeliśmy ze śmiechu. Ważne rzeczy musiały poczekać.
Jesienią mój mąż zaniósł kożuch do pralni. Wrócił zadumany. "Nie przyjęli. Powiedzieli, że brudny".

27.05.14, wtorek

Pod koniec sierpnia, czyli mniej więcej za trzy miesiące, urodzi się pani Bulgot. Agatka i Mituś nie mogą się doczekać siostry. A ja z rozczuleniem przeglądam grube albumy, prowadzone przez całą rodzinę (ale głównie przez mojego zięcia i, nieco rzadziej, przez moją córkę), poświęcone osobno każdemu z dzieciaków. Opisy najważniejszych wydarzeń, powiedzonka, zdjęcia, listy, kartki, naklejanki najrozmaitsze. Oprawa plastyczna wyrafinowana, autorzy to, bądź co bądź, absolwenci ASP.
Mała Agatka do Taty: "Pobawisz się ze mną? Na Twoim miejscu bym się pobawiła!". Dwa kawałki chleba, animowane przez Mita, rozmawiają: "Wies, co?" "Tak, wiem co".
Znalazłam kilka moich dopisków: "Agatko, nie wycieraj nosa w rękaw ani w rękę!". Wnuczka: "A w bluzkę to już broń Boże, prawda?". Pamiętam filozoficznie do świata nastawionego niedużego Mita, który patrzył w zadumie przez okno i nagle zabrał głos: "Widziałem, ziemia się poruszyła. Ten Koperek miał rację".
Oczywiście najbardziej podobają mi się zapiski takie oto: "Na wakacjach nad morzem Mama Kasia i Babcia Dusia poszły na zakupy. Mama kupiła sobie bluzkę, Babcia dzieciom skarpetki. Komentarz trzyletniej Agatki: "Tylko babcia o nas DWA".

Już się cieszę, gdy myślę o sierpniu i pani Bulgot.
Trójka dzieci to sporo.
Przypomniałam sobie, że zadzwoniłam do mojej Mamy do Belgii (a było to 20. lat temu) z pytaniem, czy uważa, że powinniśmy kupić dom, który po długich poszukiwaniach wybraliśmy jako najciekawszy: "Mamuś, on jest naprawdę duży. Za duży." A moja Mama na to: "A skąd wiesz, czy Kasia nie będzie miała pięciorga dzieci?"

30.05.14, piątek

Mam do poprawienia wypracowania moich uczniów z Liceum dla Dorosłych. "Pani profesor, napisałem to zadanie i tak się zastanawiam: oddać - nie oddać? W końcu myślę: oddam. I oddaję".
Mit miał półtora roku, gdy bawiłam się z nim i jego starszą siostrą w szkołę. Wytłumaczyłam, że należy podnieść rękę, gdy się chce coś powiedzieć. Agatka natychmiast wystawiła piąstkę i powiedziała, że ma już piórnik, kredki i zeszyt. Zerknęłam na wnuka: siedział z łapką w górze. Zgłaszał się!
Moich belferskich przyzwyczajeń staram się nie przenosić na życie prywatne, ale zaliczyłam kiedyś wpadkę. Agatka woła do swojego Taty: "Czy może równocześnie padać deszcz i świecić słońce?" Zięć odpowiedział twierdząco. "Miałam rację! A Mit twierdzi, że to oksymoron".
Mój Tata chciał, żebym została dentystką. Jako nauczycielka rzeczywiście nigdy dużo nie zarabiałam. Zawsze zarabiałam dużo mniej niż dużo. Nie żałowałam nigdy, nawet przez sekundę, że nie posłuchałam rady ojca.

Właśnie dostałam wiadomość. Umarł dr Stanisław Bortnowski, mój guru. Kolekcja najlepszych książek o tym, jak uczyć literatury, już się nie powiększy. Ostatnia dedykacja, pisana 5. kwietnia 2013 przy okazji promocji najnowszego tekstu pt. "Scenariusze (lekcji) przekorne i prawie niemożliwe", pisanego wspólnie z Anną Biernacką brzmi: "Pani Danucie, z którą współpracowałem przez wiele lat i której lekcje podziwiałem w przeszłości wciąż żywej. Uśmiech!".
Dobrze, Panie Stanisławie, uśmiechnę się. Mam jednak żal - obiecał mi Pan spotkanie przy kawie. Bądźmy w kontakcie.

1.06.14, niedziela

Wczoraj uroczystości w szkole waldorfskiej, do której chodzą dzieci. Występy pierwszej klasy. Dzieciaki (wśród nich Mituś, elegancki i bez tremy) grają na fletach i innych instrumentach, naśladując zwierzątka, a widownia, składająca się głównie z zachwyconych rodziców i z rozanielonych dziadków zgaduje, czy chodzi o kukułkę czy np. o pawia. Artyści pomagają sobie mimiką i ruchami. Czekam na popis trzeciej klasy. Cały dom był zaangażowany w robienie z Agatki angielskiej damy w kapeluszu z kokardą i pięknej sukni. Pożyczyłam moją najlepszą torebkę. A co. Wreszcie na scenie pojawiają się trzy pary dam i wszystkie równocześnie recytują dialogi po angielsku. Chodzi o to, żeby dzieci nie czuły tremy (co mogłoby się zdarzyć przy pojedynczych występach) i żeby nie było niepotrzebnej rywalizacji. Gdybym była młodsza choćby o dziesięć lat, zrobiłabym studia podyplomowe z pedagogiki waldorfskiej, tak mi się podobają jej założenia i wszystko, co się z nią wiąże. Wychowanie bez wyścigu szczurów, uczenie bez podręczników i bez ocen, a ze świetnymi efektami. Jestem prawdziwą entuzjastką pomysłów Steinera i ich realizacji w polskiej wersji.

Mituś, jeszcze przedszkolak, narzekał kiedyś: "Agatka to ma dobrze, chodzi na dodatkowe zajęcia, a ja tylko dom - przedszkole, przedszkole - dom.”
A propos domu: Kojarzy mi się on... z telewizorem marki Philips. Rzeczony telewizor kupiliśmy ok. 30. lat temu za dolary w Peweksie. Wciąż stoi w salonie i od czasu do czasu jest dopuszczany do głosu. Również 30. lat temu wykupiliśmy na własność mieszkanie spółdzielcze - za dokładnie taką sama kwotę, jaką wydaliśmy na kupno telewizora marki Philips (przeliczeniu na złotówki, rzecz jasna). Po pięciu latach sprzedaliśmy mieszkanie i za uzyskane tą drogą pieniądze kupiliśmy dom w stanie surowym i ogródek.
Tak więc mamy dom w cenie telewizora.
Jeszcze ciekawiej było ongiś z jednym z naszych maluchów. Nabyliśmy mianowicie drogą kupna fiata 126 p w kolorze "piasek pustyni". Jeździliśmy nim dzielnie trzy lata, by następnie sprzedać za wyższą niż pierwotna cenę! 

W takie opowieści nie chcieli nigdy wierzyć nasi belgijscy znajomi. Doprawdy nie wiem czemu.