Spotkanie

Tej nocy długo nie mogła zasnąć. Zostali sami z mężem, synuś nocuje u kolegi. Jak cicho... Zaczęła sobie wyobrażać łąkę, po której pląsa ona, Ula, istota przecież filigranowa, wiotka, krucha jak porcelanowa filiżanka, niewysoka i zwiewna. Zbudził ją głos męża:
- Zaraz zadzwonię po policję. Zachowajcie spokój!
- Co się stało?
- Jacyś chuligani dobijają się do drzwi chłopców!
Jerzy, już opanowany, wziął do ręki telefon.
Ula w piżamie popędziła do łazienki. Złapała czerwoną kredkę i w pośpiechu wielkim przejechała nią po ustach. Następnie porwała kluczyki i po kilku sekundach znalazła się w samochodzie.
"Panie Boże, żeby tylko mi nie wybili tej trójki, którą sobie wczoraj wstawiłam!"
Czuła się jak lwica, walcząca w obronie swojego dziecka. Uświadomiła sobie, że z jej gardła wydobywa się wściekły warkot. Przycisnęła pedał gazu. To nie tu!. Zawróciła. Po 10. minutach znowu zmieniła kierunek. Za rogiem wreszcie zahamowała gwałtownie. Zgasiła silnik. Błyskawicznie chwyciła za kijki od nordic walking. Oba. Cicho zamknęła auto. Zaczęła się skradać... 
Zamarła w bezruchu, usiłując zidentyfikować odgłosy dobiegające z pobliskiego domu. odetchnęła z ulgą na widok radiowozu. Kątem oka spostrzegła sylwetkę zmierzającego ku niej wielkiego człowieka. Pewnie drań chce uciec chyłkiem. A niedoczekanie. Ścisnęła mocniej kijki. Wydała z siebie ryk walczącego Japończyka i runęła w kierunku olbrzyma. Podcięła mu nogi, walnęła kijkami. Ryknęła po raz wtóry, gdy zwalił się na nią całym ciężarem. Ryknęła po raz trzeci - tylko jakby nieco inaczej, mniej pewnie - rozpoznając w świetle latarni zdumioną twarz swego własnego męża.