Co mnie oburza

Początek roku, wszystkie instytucje kończą poprzedni rok sprawozdawczy, przygotowują sprawozdania. Wspólnota mieszkaniowa do której należę, też.

Otrzymuję kartę do głosowania i wykaz uchwał. Standard: zatwierdzenie sprawozdania finansowego, absolutorium, konieczność wymiany wentylatora, remont elewacji. Odwołanie dotychczasowego zarządu i wybór nowego. Co? Znów kandyduje Kowalski? Jaką znów prywatę będzie sobie załatwiał?

Kiedy Wspólnota powstawała, był pierwszym kandydatem do zarządu. Jak tylko wybudował sobie „akwarium” (zabudowę korytarza zewnętrznego-galeryjki), jak zabudował wnękę na klatce i przekonał wszystkich, że nie musi za nią płacić, z pracy w zarządzie zrezygnował – przecież to działalność społeczna, na tym się nie zarobi. 

Równocześnie podania innych osób, które coś tam chciały zabudować, zostały zablokowane – nie nadano im biegu.

Po raz kolejny okazało się, że są „równi” i „równiejsi”.

Czy rzeczywiście ludzi hołdujących tej zasadzie potrzeba nam w organie zarządzającym naszym budynkiem? Mimo upływu lat, mimo „przełomowych” zmian jakie zaszły w naszym kraju, czasami mam wrażenie, że w naszych „małych Ojczyznach” nic się nie zmieniło.