Wspomnienia z dzieciństwa

Nie chodzę do przedszkola, nie ma takiej potrzeby - mama pracuje w domu. Starsza o trzy lata siostra zaczyna właśnie chodzić do szkoły. Uroczyste otwarcie roku szkolnego odbywa się corocznie w kinie Polonia. Pierwszoklasiści przychodzą na uroczystości z mamami. I z młodszymi siostrami, z którymi nie ma co zrobić.

Wielka sala, przyćmione światło, mrok. Mnóstwo ludzi, właściwie dzieci. Gwar.

Jacyś ludzie wychodzą na scenę – tam jest jaśniej. Gwar milknie. Ci ludzie na estradzie coś mówią. Później ktoś śpiewa, ktoś tańczy, wszyscy klaszczą.

Mama pokazuje nam panią, która będzie wychowawczynią siostry. Młoda, ładna… Prawie tak samo jak mama.

Ja też chcę mieć taką panią. Też chcę do szkoły. Co za niesprawiedliwość! To co, że jestem młodsza, to co, że kiedyś też pójdę do szkoły. Ja chcę teraz!

Po uroczystościach przechodzimy do budynku szkoły. Mama prowadzi siostrę do jej klasy, do której od jutra będzie przychodziła już sama. Podekscytowane wracamy do domu.

 

Pogodny ładny dzień. Siostra w szkole, mama idzie do sklepu. Oczywiście ze mną. Jak dobrze, że przechodzimy koło szkoły!

– Mariola, poczekaj, dokąd biegniesz?!

Też pytanie, przecież przechodzimy koło szkoły!

Mama coÅ› krzyczy za mnÄ… o jakiejÅ› przerwie. Jaka przerwa?!

Zadowolona wpadam do klasy siostry i siadam w ostatniej ławce. Udało się, jestem w szkole!

Wychowawczyni mojej siostry okazuje się być wyrozumiałą kobietą.

 

Trzy lata później sytuacja się powtarza. Początkowi mojej edukacji również towarzyszą uroczystości w kinie Polonia. I znów dużo ludzi, mrok, gwar. Tyle, że kiedy mama pokazuje mi moją wychowawczynię, do szkoły już iść nie chcę. Moja pani jest niska, stara i brzydka. Jak te czarownice z bajek…

Tak, jako dziecko widzę około czterdziestoletnią kobietę, która otrzymała wychowawstwo w mojej klasie.