Bohaterowie codzienności

Od dawna nurtowała mnie chęć, aby opowiedzieć o uczuciach, które zwykle wydają się być stworzone na użytek romansów, a obecnie zdają się być towarem nieatrakcyjnym. Jednym słowem chciałam o moich Rodzicach słów kilka. Dla mnie i mojego rodzeństwa pozostają wyjątkowymi postaciami, niedościgłym wzorem. Dzięki nim przysłowiowa szklanka wody jest zawsze dla nas do połowy pełna, a nie w połowie pusta. Rodzice nie mieli natury wodzowskiej, nie można im przypisać spektakularnych akcji z okresu II Wojny ani epoki komunizmu, nie mieli okazji ratować życia na stole operacyjnym, czy za sterami samolotu odpowiadać za życie setek ludzi, a jednak dzień po dniu pokazywali jak się nie bać nie zginać karku, nie sprzeniewierzać zasadom i wzajemnie kochać.

Nie łatwo z codzienności wyłuskać bohaterstwo, jego atrybutem jest wyjątkowe zachowanie ratujące drugiemu życie z narażeniem własnego. Można z wody wyciągnąć tonącego, ale można też dzięki miłości dać siłę, by niezależnie od trudnej sytuacji chcieć obudzić się następnego dnia. Można wyciągnąć dziecko z płonącego domu, ale można niezależnie od własnych problemów być otwartym na jego, stworzyć w domu azyl bez przekleństw, alkoholu i kłótni, dom, w którym zawsze jest się oczekiwanym i wysłuchanym. Moim rodzicom udało się wyczarować takie miejsce. Było przystanią i przyjazną tratwą, która zbierała na pokład wiele osób, ładowała im akumulatory. Każde z pięciorga dzieci przyprowadzało swoich przyjaciół, którzy często wracali pewni, że w tym domu zawsze zostaną dobrze przyjęci.

Mój ojciec był pacyfistą, mama mówiła romantyk, ale w roku 1939 był w wieku poborowym i jako chorąży znalazł się w artylerii. Los rzucił go w wir największej bitwy września, walczył nad Bzurą. Tam ciężko ranny kapral powierzył mu swoją obrączkę, którą miał przekazać jego żonie. Jakim cudem przywiózł ją do Polski po latach niewoli - tego już nie opowiem, a przecież wiem, że głodowali i można było ją nie raz zamienić na bochenek chleba. Piszę o tym, bo ta obrączka to przykład, jak ważne w naszym domu było dotrzymanie słowa. O przeżyciach wojennych rodzice nie mówili zbyt dużo, starali się nie rozpamiętywać przeszłości, chociaż dbali bardzo o przekazanie prawdy historycznej odebrali przecież bardzo dobre wykształcenie. Tato całe życie obiecywał, że na emeryturze opisze to co przeżył w ciągu dramatycznych dni walki i pobytu w oflagu. Nie doczekaliśmy realizacji – zmarł w dniu zakończenia pracy zawodowej, a ja z ułamków zapamiętanych opowieści staram się zrekonstruować ten okres jego życia.

Moja mama miała 21 lat, gdy wojna po miesiącu małżeństwa rozdzieliła ją z mężem. W letniej sukience, z małą walizką wakacyjnych rzeczy znalazła się w Krakowie kilkaset kilometrów od domu, do którego nigdy nie miała wrócić. Kiedy już można było więcej opowiadać bez obawy, że ktoś w szkole czy przedszkolu będzie chciał donosem zarobić na lepsze stanowisko, dowiedzieliśmy się, że mama również na miarę swoich zobowiązań była aktywna całą wojnę. Miała kontaktową skrzynkę akowską w sklepie, który prowadziła, pracowała w Bratniaku, uczestniczyła w kompletach anglistyki na UJ.

Łaskawy los pozwolił jednemu i drugiemu przeżyć wojnę, ale połączenie się rozdzielonych na sześć lat młodych małżonków wymagało dużej determinacji. Młody Akowiec, syn wysokiego urzędnika państwowego, jeniec oflagu był łakomym kąskiem dla urzędu bezpieczeństwa. Można nazwać te powroty aktem bohaterstwa, wtedy zagrożenie przesłaniała miłość do bliskich i tęsknota za krajem. Myślę, że wiele osób wyobrażało sobie powrót przedwojennych struktur społecznych. Wiemy, że tak się nie stało i nie jeden bohater stracił życie jako potencjalny wróg nowego systemu.

Pierwsza praca mojego ojca to kolejna wędrówka. Rodzice wyruszyli do Wrocławia, gdzie tata jako przedwojenny instruktor miał oficjalnie reaktywować lokalną YMC’ę. Charyzmatyczny, ciepły i mądry był świetnym wychowawcą młodzieży, chłopaków, którym trzeba było posklejać życie pozbawione dzieciństwa. Razem z mamą stanowili dla wielu osieroconych zastępczą rodzinę. Ojciec miał świadomość ryzyka tak podjętego zobowiązania. Miałam niecałe dwa lata gdy ubecy przychodzili do wrocławskiego domu i w dowcipny sposób straszyli za moim pośrednictwem moją mamę: dziewczynko jak nie będziesz spokojnie siedzieć to ci tatusia do więzienia zabierzemy. Działalność YMC’i szybko została zakończona. Potraktowano ją jako agenturę amerykańskiego wywiadu. Znowu w drogę. Teraz już z dwójką małych dzieci, z kilkoma walizkami rodzice opuścili świeżo zagospodarowane mieszkanie, aby dalej od UB.

Z powrotem w Krakowie. Zamieszkaliśmy u ciotki mamy. Nasza czwórka, moja babcia i dziadek, który również ku chwale ojczyzny wrócił z Anglii. Podczas pisania tych słów widzę ze szczegółami pokój na Asnyka. Szczelnie wypełniony łóżkami, z wózkiem na wysokim piecu kaflowym i fotelami klubowym spiętymi paskami, aby nie rozjechały się pod najmłodszą siostrą. Dla dziadka nie było miejsca w pokoju, spał w jadalnym holu z nogami pod stołem. W każdym z pomieszczeń wielopokoleniowa rodzina i jak by tego było mało, w najmniejszym umieszczono sublokatora. W tym „kołchozie” nigdy nie było kłótni, nigdy nie padał podniesiony głos. Małe dzieci często chorowały, wtedy ojciec nosił maleństwa nieraz całą noc, a rano do pracy, bez słowa skargi, że nie wyspany. Mamusia przejmowała obowiązki na cały dzień, bo utrzymanie powiększonej gromadki wymagało pracy na półtora etatu. Kolejne moszczenie gniazda na Siemiradzkiego, gdzie również „kołchoz”, ale dwa pokoje i duża wspólna kuchnia i odwiedzający znajomi, a zwłaszcza młodzież, która ciągnęła do naszego domu, do mamy, do jej mądrości, spokoju, gdzie dla każdego znalazł się kawałek chleba, herbata czy kubek mleka. W miarę jak zaczęłam wchodzić w dorosłe życie nazywałam w duchu moją mamę świętą Anną Opiekunką Codzienności.

Jak każde dziecko wysłuchiwałam wspomnień rodziców z okresu ich młodości, były dla mnie tak egzotyczne, ale nie przypominam sobie w tych opowiadaniach nienawiści, mimo że świat, w którym przyszło im żyć odbiegał od tego zabranego przez wojnę. Mama i tata zostali wychowani w środowisku, w którym obowiązywał savoir vivre i bon ton, przygotowano ich do zarządzania, a nie do wykonywania wszystkich prac potrzebnych do jego utrzymania domu. Wynieśli jednak ze swojej sfery wielkie poczucie godności i nikt się nie domyślał, że nie raz brakowało na bilet tramwajowy. Mama często powtarzała w obliczu braku finansów, że takie problemy są niczym wobec tego, że udało się jej spotkać z ojcem i wszyscy najbliżsi przeżyli wojnę. Miłość którą rodzice do siebie żywili, przenikała całą rodzinę. Ojciec również przyciągał do siebie ludzi, miał wielkie poczucie humoru, często obmyślał kawały i najbardziej był rozbawiony, gdy zataczały krąg i wracały do niego powtórzone przez osobę nieświadomą, że jest ich autorem. Mamę podziwiałam za uśmiech, gdy ojciec przynosił 28 pensję i mówił nie martw się, starczy do pierwszego, czyli na dwa dni.

Obydwoje byli wierzący, ale też z dystansem podchodzący do egzaltacji religijnej. Obydwoje uznali również, że zasady przynależności do PZPR kłócą się z ich zasadami moralnymi i są sprzeczne z wyznawaną wiarą. Taka decyzja przekładała się na niemożność awansu zawodowego, a w konsekwencji poszukiwanie różnych form dodatkowego zarabiania, rezygnację z wielu dóbr materialnych. Myślę, że dzięki takim ludziom jak moi rodzice przenieśliśmy przez półwiecze komunizmu, wiarę, że można w myśl łacińskiego przysłowia: kropla drąży kamień nie siłą lecz ciągłym padaniem, osiągnąć zamierzony cel i nie mieć poczucia zniewolenia. Za wiele gestów domagających się poszanowania wiary, przekazywania wiedzy innej niż oficjalnie uznanej, można było zapłacić więzieniem. Szczęśliwie w najbliższym otoczeniu udało się tego uniknąć. Rekompensatą wieloletniego ryzyka i wyrzeczeń natury materialnej niech będzie to, że możemy następnym pokoleniom przekazać drzewo genealogiczne, które składa się z wielu liści o barwie bohaterów codzienności.

Komentarze

Dziękuję za podzielenie się szczerymi przemyśleniami i uznanie wyjątkowych cech Twoich rodziców. Pozostawili po sobie piękną spuściznę dzięki miłości, trosce i wsparciu, które dali, i jasne jest, że ich wpływ będzie nadal odczuwalny przez przyszłe pokolenia. https://mapquestdrivingdirections.app