Ćwiczenie literackie: monolog wewnętrzny

Oglądając zdjęcie Rynku Głównego napisz  dwa monologi wewnętrzne – jeden kwiaciarki, od wielu lat pracującej na Rynku albo kogoś, kto tam jest codziennie i doskonale orientuje się w krakowskich realiach, a drugi – wcielając się w turystę będącego po raz pierwszy w Krakowie.

Urszula Jaksik

Przed Kościołem Mariackim

Najgorsze chwile to te po dwudziestu minutach stania w bezruchu. Słońce pali niemiłosiernie, a to dopiero początek maja. Zrobiło się nudno. Już nie skupiał się na pojedynczych twarzach, wszyscy zlewali się w kolorowe, bezkształtne nic. Przestali go interesować. Miał dosyć, serdecznie dosyć.

Od tygodnia, co rano, malował się od stóp do głowy białą farbą i udawał rzeźbę rzymskiego wodza Marka Antoniusza. Kolega Marek odstąpił mu tę fuchę podkreślając, że ma wielkie szczęście, bo maj to najlepszy miesiąc w roku. Tłum turystów zalewa Kraków, a tłumy wiernych okupują kościół, bo „majowe”. On sam poleciał do Irlandii, rozejrzeć się w sytuacji. Rok temu skończył studia i nadal nie miał pracy.

             Cieszył się jak głupi, bo wydawało mu się, że to będzie łatwy zarobek. Naiwniak... Ale czy miał inne wyjście? Musiał łapać każdą okazję, by zdobyć trochę forsy, bo nie mógł już liczyć na pomoc rodziców. Ojciec od roku był bezrobotny... Uparł się, że skończy studia... Mama mówiła, że od dziecka był uparty...

O, idą Japończycy. Śmieszni są, oczywiście wszyscy z aparatami fotograficznymi. Mali, czarnowłosi, starzy i młodzi. Będzie fotografowany ze wszystkich stron. Pomiaukują między sobą, kto by ich tam zrozumiał? Zawsze uśmiechnięci, nie wiadomo, co tak naprawdę myślą. Hojni niestety nie są. Najlepsi pod tym względem są Rosjanie. Popatrzą chwilę z zainteresowaniem, a później litują się nad biedakiem i rzucają do puszki. Szczególnie ich kobiety są uczuciowe i bardzo kolorowe, umalowane, jak papużki. Czemu się tak obficie oblewają tymi ciężkimi perfumami? Kręci go od tego w nosie, a kichać mu nie wolno.

Na Anglików to trzeba uważać, najczęściej są młodzi i głupoty im w głowie. Często pajacują i trudno wtedy utrzymać powagę. Wczoraj jeden łaskotał go piórkiem po łydce, a reszta rechotała rozbawiona. To męka wszystkich mimów. On pod tym względem ma się dobrze. Sylwetka Kościoła za plecami powoduje, że ludzie poważnieją, pokornieją, przypominają sobie o problemach, o prośbach do Boga i Maryi. Gdy widzi te pochylone głowy, przygarbione plecy wchodzące do świątyni, to nawet nie chce się domyślać jakie dramaty przeżywają.

O, teraz podchodzą Niemki. Pulchne seniorki w kolorowych T-shirtach i tenisówkach liżą kulki lodów i skrzeczą. Nie lubił Niemców, sam nie wiedział dlaczego? Delikatnie przełknął ślinę, pić mu się chciało, spojrzał w stronę dorożek. Pan Feliks stukał wskazującym palcem w ręczny zegarek i kiwał potakująco głową. Co za ulga, może się wreszcie ruszyć i zejść z tej skrzyni.

*

No, chwila spokoju. Już miał serdecznie dość tego gadania: spójrzcie na lewo... zwróćcie uwagę na to artystyczne wykończenie... w tej kawiarni spędzał wiele godzin... guzik go to wszystko obchodziło. No dobra, Wawel był fajny, zamek, rycerze... całkiem inne życie,  ale po co jeszcze ten kościół oglądać?  Kościoły są wszędzie takie same: ołtarz, ławki, ambona... za piętnaście minut ich wpuszczą... wszyscy polecieli do fontanny, może spokojnie posiedzieć. Od jakiegoś czasu obserwuje tego faceta pomalowanego na biało. Rzeczywiście stoi i się nie rusza, jak rzeźba. Jakaś kobieta wrzuciła mu do skarbonki pieniądze. Ciekawe ile facet zarabia? Może się to opłaca? W sumie lekka robota, też by tak mógł. Zaraz, to może być dobry pomysł. Tylko, co by mama powiedziała, gdyby stał na skrzynce przed kościołem... Wiadomo, odpada... Mhm, znowu jakiś maluch wrzucił pieniążek, który mu dała mama... Z tego jednak może być forsa. Kościół niestety odpada, szkoda, bo tam najwięcej ludzi chodzi. Zaraz, a stadion? Tam dopiero jest ludzi, gdy Polania gra. Ojej, to się może udać! Gdyby tak pomalował sobie twarz na niebiesko - czerwono, ubrał koszulkę, spodenki i korki. Jedną nogę oparłby na piłce, a w ręce trzymał kartkę „Polonia Bytom 3:0”. Skrzynkę też by pomalował w pasy niebiesko – czerwone i puszkę na pieniądze też.

- Rafał, Rafał ! Ogłuchłeś?! Ile razy trzeba cię wołać? Dołącz szybko do klasy.

O kurde, nawet pomyśleć nie dają. Biznes to biznes, ważna sprawa.

Gdy przechodził obok mima puścił mu oczko. Gdy ten się zrewanżował, uśmiechnął się zadowolony.

Anna Marek

Turystka

Uf, ależ się zmęczyłam. Jest gorąco i nawet te obłoczki na niebie nie dają wytchnienia od palącego słońca. Dobrze, że są kamienne ławki pod pomnikiem i można na nich usiąść. Ciekawa jestem, kto to taki, ten płaszcz, włosy i mina. Pewnie dziewiętnastowieczny poeta, może jak nasz Schiller. Mogłabym zerknąć do przewodnika, ale nie chce mi się. To wszystko tutaj wygląda trochę jak targ, jest tak dużo ludzi, że ginie wielkość tego placu, o którym mówi się, że jest najpiękniejszy w Europie. Niesłychany rozgardiasz i gwar, może szkoda, że dzisiaj nie pada deszcz. Zastanawiam się dlaczego ludzie tyle podróżują, a ja wśród nich. Młodzi, bo to dla nich przygoda, bycie w grupie, wyrwanie się z rodzinnego domu. Ale ja starsza pani, która  teraz ściągnęła sandały i przysłania oczy gazetą? Na pewno dzięki temu nie muszę myśleć nieustannie o tym, co mnie nurtuje. Siedzenie tutaj to tak jak oglądanie zmieniającego się ułożenia kolorowych szkiełek w kalejdoskopie. Ten gwar, który mnie otacza jest jak brzęczenie pszczół w pasiece, uspokaja. Miasto jest przyjazne, podobne do naszych. W końcu założono go na prawie niemieckim, a ja jestem Niemką i teraz właśnie tutaj odpoczywam.

 

Kwiaciarka

Turyści – jest ich coraz więcej, a my kwiaciarki staramy się iść z duchem czasu. Nasze bukiety, wiązanki i wianuszki są coraz wymyślniejsze, ale wcale ich więcej nie sprzedajemy. Sama też nie kupiłabym kwiatów w taki upał, zwiędną i jak z nimi chodzić, mając w rękach mnóstwo pakunków i paczuszek. Ale praca tutaj to jak siedzenie w pierwszym rzędzie wielkiego teatru. Dekoracje cudne - pierwsza klasa, zmieniają się codziennie, nie mówiąc o oświetleniu i porach roku. Ciągle się tutaj coś dzieje, młodzi tańczą swoje tańce połamańce, maszerują pochody obrońców życia, górników, maratony okrążają rynek. Właściwie czuję się, jak kukiełka na obrotowej scenie. Ludzkie uczucia podane jak na tacy, awantury rodzinne, pocałunki zakochanych, zataczający się pijacy, niedzielne spacerki nobliwych Krakowian, kościelne procesje. Na dodatek kakofonia dźwięków dochodzących z różnych stron placu. Ale ja najbardziej lubię to miejsce wczesnym rankiem, kiedy jest nasze, puste i czyste. Rozkładamy swoje kwiaty, karmimy gołębie i wieczorem, a właściwie prawie nocą, z migającymi ognikami świec na kawiarnianych stolikach, szumem rozmów, spokojem, rozgrzanymi płytami rynku, na których kładę bose stopy, słucham i odpoczywam.

Maria Czaplińska

            Najpiękniejszy plac Europy – Rynek Krakowski. Roi się od tłumu zwiedzających. Lato i pogoda są tym właśnie atutem podkreślającym niesłychany urok tego miejsca.

Widzę na pierwszym planie turystkę w czarnych spodniach i białej bluzce, która za chwilę skieruje się do kawiarni Noworolskiego i zamówi zapewne lody i kawę. Nie będzie sama, bo idzie w jej kierunku chłopak podobnie ubrany, to jej towarzysz – nic więcej nie powiem na ich temat – bo nie wiem i nie chcę przypuszczać.

            Posiedzą przy lodach i kawie z godzinkę – są zmęczeni zwiedzaniem podziemi rynku, zachwyceni ekspozycją, która przybliżyła im dzieje średniowiecznego Krakowa i pokazała, jak historia tego niezwykłego miasta potoczyła się ku współczesności.

            Z wieży Kościoła Mariackiego zabrzmiał hejnał na cztery strony świata, wyraźnie słychać było urwaną melodię. To na pamiątkę tego, że strzała tatarska przebiła pierś hejnalisty, który trąbił miastu w dwunastym wieku.

- Ale to było w kościele Bożego Ciała przecież – dziewczyna dobrze znała historię.

- Czekaj chwilę na mnie – powiedział jej towarzysz i pobiegł pod żółte parasole, gdzie kwiaciarki krakowskie eksponowały swoje nieco przez upał przywiędłe kwiaty.

- Żeby tylko coś u mnie kupił, tak mało towaru zeszło od rana – pani Zosia skropiła bukiety i wpatrywała się przeszywającym wzrokiem w ludzi i zbliżającego się młodzieńca.

- Proszę do mnie, tanio sprzedam.

Właśnie paru turystów zatrzymało się przed jej stoiskiem. Nagle nie mogła nadążyć z odbieraniem pieniędzy za swoje kwiaty.

„To chyba czary” – pomyślała – „a może mój uśmiech sprawił, że mam szczęście?”

Miała piękny uśmiech, bo właśnie wczoraj odebrała u dentysty nowe zęby.

Komentarze

The attention to detail, from the iconic <a href="https://dinosaurgameoffline.com">Dinosaur Game</a> Swoosh branding to the textured outsole, reflects Nike's dedication to craftsmanship.

Dodaj komentarz

Plain text

  • Znaczniki HTML niedozwolone.
  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.
4 + 0 =
W celu utrudnienia rozsyłania spamu przez automaty, proszę rozwiązać proste zadanie matematyczne. Dla przykładu: 2+1 daje 3.