Co mnie ostatnio zachwyciło – felieton

Anna Jagocha

Wydaje mi się, że nic nie jest w stanie mnie zachwycić, normę zachwytów na życie już wyczerpałam. Zdarzają się jednak książki czy filmy, które sprawiają mi przyjemności, różnego rodzaju mniej lub bardziej odczuwalne. Z przyjemnością obejrzałam film o życiu Edith Piaf, trochę udziwaczony, ale to pewnie dla potrzeb współczesnego widza, ale gra aktorska i muzyka - piosenki były bez zarzutu. Po dłuższym zastanowieniu przypominam sobie, że przed laty zachwyciło mnie w Starym Teatrze przedstawienie "Snu Nocy Letniej" Szekspira wyreżyserowane przez Konrada Swinarskiego z Wojciechem Pszoniakiem jako Puk.
Z późniejszych przedstawień w Starym Teatrze podobało mi się na granicy zachwytu przedstawienie "Twórcy obrazów" w reżyserii Kazimierza Kutza ze wspaniałą rolą Anny Polony i młodą a już bardzo wyrazistą Sonią Bohosiewicz, której kariera dopiero po paru latach nabrała przyspieszenia.

ISz.

Wierzę w siłę perswazji. Stanęłam przed nim - był słaby, wiotki, prawie zasuszony. Powiedziałam: bądź mocny, nie daj się!
Próbowałam kilkakrotnie zmotywować go do życia, do aktywności. Bez żadnej reakcji. Przechodząc obok rozmawiałam , nie dawałam za wygraną.
Nadal motywowałam. W jakimś momencie otworzył się. Odniosłam sukces! Byłam z a c h w y c o n a !
Na suchych ramionach rozwinął piękne, zielone liście. To był agrest szczepiony na pniu.

 

Anna Nowińska

Trwam w zachwycie nad ogrodem od przeszło miesiąca.

Białe przebiśniegi i śnieżynki, które swoim kolorytem przedłużały zimę dawno już przekwitły. A we mnie nadal oczekiwanie na przyjście pierwszej wiosny, na jej nieśmiałe, niewinne wejście, wnoszące nadzieję.

Forsycje rozstrzeliły swe zielone warkocze zaborczo anektując teren dla żółci ale ich słońca rozświetlają już tylko moje wspomnienia.

Magnolia jak indyjska księżniczka w pozycji lotosu  rozkłada na swych ramionach pieniące się bezy w zieleni nawoskowanych liści. Bez umiaru w ilości kwiatów, kolorze różu i zapachu.

Tulipany wielokolorowe rozkwitają, przekwitają, opadają, ich kwiaty zwieszając się na wzrastających irysach tonizując mój ból nad przemijaniem.

Bierwionki, przed kilku laty wytępione dla zapachu lawendy pojawiły się, w podziwie nad ich żywotnością pogłaskałam ich listki

Rozbuchane trawy, drzewa, krzewy po zimowym letargu wzywają do otrząśnięcia się, wzniesienia się ponad ziemię w górę, do słońca.

Podniebna sztafeta sikorek, wylatywała i wlatywała pod podbitkę dachu, co minutę ze zdobyczą. Ptasi gościniec świr, ćwir, swiiir, ćwiiir niósł się po ogrodzie. 

W pokorze słuchaliśmy nowego życia , nie śmieliśmy mu przeszkadzać. Część dachu w którym zlokalizowaliśmy małe mąż wyłączył z remontu .Byłam, jestem w zachwycie nad życiem.

Izabella Kobuszewska

Jest ciepłe, majowe przedpołudnie. Jestem na zakupach. Nagle moja 85 letnia sąsiadka blednie, ma duszności, zawroty głowy. Ośrodek zdrowia jest niedaleko, szybko do niego docieramy. W rejestracji ma się rozumieć nikogo nie ma. Korytarz pełen oczekujących pacjentów. Wszyscy krzyczą, aby wezwać pogotowie. Nagle z jednego z gabinetów wychodzi młoda lekarka. Pyta co się stało. Pomaga chorej przejść do gabinetu, dokładnie bada, wypytuje o przebyte choroby i zażywane leki. Podaje szklankę wody i jakieś krople. Ciepłym głosem uspokaja, że wszystko będzie dobrze. Informuje, że może trzeba będzie na kilka dni położyć się w szpitalu. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. A przecież mogło być inaczej. Mogło być pogotowie i wielogodzinne oczekiwanie na korytarzu, bo przecież 85 lat nie daje pierwszeństwa w kolejce. Mogło być wożenie od szpitala do szpitala, bo nie ma miejsc itd. Gdyby nie wrażliwość młodej lekarki mogłoby być zupełnie inaczej. Na szczęście jeszcze nie wszyscy pracownicy służby zdrowia są znieczuleni na ból, cierpienie i starość. Młode, inaczej edukowane pokolenie lekarzy i pielęgniarek zmienia złą opinię panującą wśród nas. Przecież szczególnie w tym miejscu trzeba być CZŁOWIEKIEM.

Elżbieta Boroń

Pewnego dnia, przypadkowo, dowiedziałam się, że wieczorem odbędzie się w Audytorium Maximum spotkanie z ks. prof. Michałem Hellerem, uczonym, kosmologiem, filozofem i teologiem - laureatem nagrody Tempeltona. Jednocześnie będą wtedy dostępne egzemplarze jego najnowszych książek.

            Mimo innych spraw, udało mi się dotrzeć do Audytorium Maximum, kupić w holu najnowszą książkę ,,Bóg i nauka” i znaleźć wolne miejsce w auli. Były tłumy ludzi, od góry do dołu, część spóźnialskich siedziała na schodach i w przejściu. I wreszcie ukazał się ks. prof. Heller - w garniturze (nie sutannie) z pilotem w ręku, bo informacje o kosmosie były ilustrowane na telebimie.

            Moja wiedza na temat wszechświata jest na poziomie szkoły średniej, ale ks. Profesor wyjaśniał przede wszystkim relacje każdego człowieka z kosmosem, objaśniając prawa matematyki, fizyki, a przede wszystkim prawa przyrody.

            Były wykresy i mnóstwo fotografii nie tylko ziemi, ale całej galaktyki. Często fotografie były w kolorze i tu ks. Prof. podkreślał niesamowite piękno tego, co dzieje się w kosmosie. Aby podkreślić artyzm natury, dla porównania, umieścił obok reprodukcję jednego z impresjonistycznych obrazów Claude Moneta - gdzie bogactwo barw było podobne do wspaniałych obrazów w kosmosie.

            Ja osobiście odebrałam to jako przekaz, że piękno kolorów w kosmosie to dzieło Boga, a piękno obrazu Moneta to dzieło człowieka.

            Wszyscy byli zachwyceni, a ja szczególnie. A ksiądz Profesor Heller wyjaśniał, że właśnie my - ludzie, jesteśmy elementami kosmosu. ,,Kosmos nas zrodził i kosmos nosimy w sobie. Granice kosmosu przebiegają w nas samych”. To było wspaniałe spotkanie, do tej pory jestem pod wrażeniem.

Antoni Niedziałkowski
Barbarella słoneczna

Gdy odwiedzam moją córkę Magdalenę, powtarza się pewien rytuał. Magda otwiera mi drzwi, witamy się, a następnie rozglądam się po mieszkaniu szukając wnuczki. Gdzie jest, czym się zajmuje? Mówię coś głośno, by zwrócić na siebie Jej uwagę. Nagle widzę Ją, siedzi na dywanie z klockiem w rączce. Patrzę na Nią, Ona podnosi głowę, nasze spojrzenia spotykają się. Patrzymy sobie w oczy. W jej oczach pojawia się uśmiech, który następnie ogarnia całą buźkę, śmieje się, głośno coś gaworzy i wędruje w moją stronę. Ten moment pierwszego wzrokowego kontaktu i rodzący się uśmiech na Jej twarzy jest zachwycający. Jest ciepły i dobry jak słońce. Podobnie jak mnie Basia wita wszystkich, z małym wyjątkiem. Tym wyjątkiem jest jej 4–letni braciszek Rysiu, dla którego dodatkowo zarezerwowane są przejawy radości wyrażane całym ciałem. Gdy obserwuję moje wnuki zachwyca mnie ich naturalność, spontaniczność i niewyczerpana energia, a przede wszystkim ich radość z samego istnienia. Smutno mi czasem gdy pomyślę, że ten prawdziwy, naturalny, instynktowny stan nie będzie trwał wiecznie. Już niedługo, przedwcześnie w wieku 6 lat, pójdą do szkoły, potem do gimnazjum i liceum. Po drodze zapewne spotkają dobrych i mądrych dorosłych, ale spotkają też i złych. Takich, którzy pokażą im świat nienawiści, nietolerancji, przemocy i gwałtu. Czy przekonają je do tego świata? Mam nadzieję, że nie. Wierzę w kapitał, jaki wyniosą z dzieciństwa spędzonego w licznej, kochającej się rodzinie, wychowani przez rodziców poświęcających im dużo czasu. Wspólne rodzinne rozmowy, zabawy, wyjazdy, razem wykonywane prace domowe czy biwakowe, przebywanie wśród różnych ludzi, dadzą im wystarczający zasób miłości i mądrości na drogę do dorosłego samodzielnego życia. Wierzę, że moja 10 miesięczna wnuczka Barbarella – jak ją nazywa jej braciszek Rysiu – zawsze będzie słonecznie uśmiechnięta.

Jolanta Mirecka
Wiosenny Krakowiak

Leniwe, majowe przedpołudnie. Siedzę na ławce pod Wawelem i cieszę się słońcem.

Jest cudnie

Kasztany kwitną, wody w Wiśle opadły, powódź nam nie grozi. Spasione gołębie niemrawo łażą dookoła ławki, zazdrośnie zerkając na jedzony przeze mnie obwarzanek.

Chwilo trwaj.

Od strony Wawelu, w pięknym, krakowskim stroju nadchodzi najprawdziwszy Krakowiak.

Na pierwszy rzut oka widać, że fantazja w nim okrutna. Pawie pióro powiewa na czapce, a w ręku trzyma kwiat. Nie szablę, nie bat - kwiat. Kwiat z kwitnących dookoła kasztanowców. Chodnik troszkę dla niego zbyt wąski, więc "zalicza" krawężniki po obu stronach, ale nic to, walczy z grawitacją i podśpiewuje pod nosem. Oj, da da!

Cudny ci on, oj cudny.

Z naprzeciwka idzie pan z pieskiem na smyczy. Maleńki York ciągnie w stronę trawnika. Spotykają się dokładnie przed ławką na której siedzę.

Dzień dobry! Oooo! jaki piękny piesek! A gdzie ma kokardkę? - Krakowiak kocha dziś cały świat i małego psinkę Yorka też.

Ożeż ty!!! wykrzykuje na to drugi pan ( może ekolog? ). Zerwałeś kwiat z kasztanowca! Połamałeś! Zniszczyłeś! I …. piłeś!

Jaaaa? Nie zerwałem! Podniosłem z ziemi, leżał tam, taki piękny! Nie zerwałem!

Krakowiak zaprzecza, a Ekolog nakręca się coraz bardziej. Biedna, wystraszona psinka ciągnie w stronę trawnika. Spłoszone gołębie odleciały, a ja z zainteresowaniem czekam na - FINAŁ.

Yorkowi udało się w końcu dosięgnąć trawki i załatwić to, po co przyszedł.

Krakowiak bystro popatrzył na Ekologa, wyciągnął palec w stronę psiaka i z rozbrajającym uśmiechem mówi:

Ja kwiatka nie zerwałem, a u ciebie woreczek dla pieska jest????

Domniemany Ekolog zabulgotał okrutnie, po czym położył uszy po sobie i rozpłynął się w powietrzu.

Krakowiak podszedł do mnie i oświadczył - Woreczka u niego nie ma. U nikogo nie ma. A ja nie zerwałem.

I odszedł tanecznym krokiem, a kwiat odszedł razem z nim. Oj, da da!

Mogę zaświadczyć. Nie zerwał. Wprawdzie fantazja u niego okrutna, ale kwiaty były bardzo wysoko. Za wysoko.

A woreczka dla pieska nie było!!! Fakt!

I jak tu nie zachwycić się „Wiosennym Krakowiakiem”?

Małgorzata Szreniawa-Gut

Krakowem zawładnęła Terpsychora. Z Buenos Aires zjechali mistrzowie tanga argentyńskiego i tangeros z całego świata. Festiwal wrażliwości. Quell charm!

Milongi, pokazy, koncerty, afterparty"s. Ganchos, ochos, secadas - figury tangowe. Muzyka, ogoniaste kiecki we wszystkich kolorach. Buty błyszczące, połyskliwe.

Pary połączone tajemną więzią na kilka chwil. Dopóki taniec trwa. Mój partner i ja - także. Cóż za szczególny feeling.

Ale dość słów. Pisać o tańcu, to jak tańczyć o literaturze.

Marek Walawender

Zachwyt jest pięknym tematem na esej, może nawet na traktat filozoficzny. Zachwyt masz w sobie, pielęgnuj go. Zachwycaj się jak najczęściej, bez zachwytu jesteś nieszczęśliwy. Nie szukaj specjalnych okazji, wszystko może cię zachwycić. Codziennie się czymś zachwycam. Wystarczy, że obejrzę się na ulicy za piękną kobietą i już jestem zachwycony. Oprócz takich zachwytów; ulotnych, pięknych chwil hoduję sobie wiele zachwytów na wszelki wypadek, żeby je mieć na podorędziu w razie czego. Taki zachwycający Szekspir, na nowo do odczytania. Hieronim Bosch – kopalnia do oglądania. Muzyka do posłuchania. Książki, płyty, filmy, spisane maksymy. Miejsca, przyroda, spotkania. Od pewnego czasu zachwyca mnie strona internetowa www.jazzstandards.com. Otwierasz ją; jest tam definicja standardu, jest teoria, historia, są biografie, jest księgarnia i to, co najważniejsze – zachwycające cacko – lista standardów. Klikasz „Songs” i widzisz 50 pierwszych tytułów. Dalej jest dwadzieścia kolejnych stron. 1000 najpiękniejszych piosenek i utworów instrumentalnych muzyki rozrywkowej, same hiciory uszeregowane od pierwszego do tysięcznego. Najeżdżasz na numer pierwszy: Body and Soul, klikasz, otwiera się podstrona, gdzie są przeróżne informacje o tej kompozycji: kompozytor, autor tekstu, historia powstania utworu, kto pierwszy wykonał i kiedy, kolejni wykonawcy, jest ranking najlepszych wykonań. Jest okienko i jak w nie klikniesz, to możesz odsłuchać 30-to sekundowe fragmenty rekomendowanych utworów. Są podane książki, w których można poczytać więcej o tym utworze, jest analiza muzyczna i analiza tekstu. Jest miejsce na komentarz dla amatorów i dla muzyków, jest spis filmów, w których utwór został użyty (kiedy na scenie a kiedy w telewizji). Są wskazówki dla muzyków, jak to zagrać. Wszędzie odnośniki. Możesz klikać i przeskakiwać po tytułach, po nazwiskach i przeszukiwać. Zachwycające jest to grzebanie. 300 utworów posiada takie bogate opracowanie, od 301. informacji jest mniej. Na jazzstandards.com nie posłuchasz całych utworów ale znajdziesz je w sieci np. na YouTube – tam jest wszystko, albo na Spotify – tam jest prawie wszystko. W Internecie jest dostępny taki ogrom muzyki, że nie jesteś jej w stanie tego odsłuchać, ale za to znajdziesz wszystko, co cię zachwyca. Wpiszmy sobie wspomniane Body and Soul na YouTube a pokaże się nam ponad setka wykonań. Pierwsze jest zachwycające – Billie Holiday, potem masz Tony Bennetta z Amy Winehouse i dalej Colemana Hawkinsa – uważane za najbardziej zachwycające ze wszystkich, a potem jeszcze następne. Wchodzisz sobie to tu to tam, czyli robisz to co facet lubi najbardziej, słuchasz sobie i zachwycasz się.

Romana Cieśla

Jakoś tak się złożyło, że żadne wydarzenie społeczne, ani kulturalne  nie zachwyciło mnie ostatnio. A więc nie mam stosownego do opisania faktu i felietonu raczej nie napiszę. Ale mogę powiedzieć, że w zachwyt wprawiła mnie trzy tygodnie temu niezbyt znana piosenka Anny German z 1974 wysłuchana ze starej audio-kasety. Piosenka nosi tytuł  To chyba maj  i  jest właśnie o maju. Nie znałam jej wcześniej,  albo nie zwróciłam na nią uwagi.

Chyba tylko zbieg okoliczności, czyli niedawno przypomniany głos Anny German i ta nagła spóźniona wiosna, która wybuchła w tym roku bujną zielenią dopiero z początkiem maja, sprawił że odebrałam dźwięk melodii i słów prostej, wesołej piosenki jakoś nadzwyczaj mocno.
Melodia w rytmie wesołego walczyka jest skoczna i liryczna zarazem, jest lekka, przyjemna, ale wcale nie taka łatwa. Anna German śpiewa ją oczywiście z właściwą dla siebie łatwością, podnosząc tym wrażenie lekkości.  Słowa piosenkisą urocze, napisał je Jerzy Ficowski;  jest to wiersz napisany cudną, dowcipną polszczyzną.

Ta piękna dla mnie piosenka usłyszana w dniu 1-go maja zbiegła mi się w czasiez odpowiednią porą roku i moim własnym nastrojem w taki sposób, że brzmi w mojej głowie do tej pory i pogodnie nastraja.

Sama jestem zaskoczona długotrwałym wrażeniem, jakie wywarło na mnie wysłuchanie jednej piosenki. Prawdopodobnie melodia i liryczny głos German przywołały wspomnienia związane z moją mamą,  która uwielbiała śpiewać, słuchać, a nawet nagrywać śpiewane przez siebie i wybrane z radia melodyjne piosenki.

Myślę, że piosenka „To chyba maj” na pewno wprawi zachwyt jeszcze kogoś oprócz mnie.  Na zakończenie przytoczę kilka pierwszych majowych słów :

Kto po łąkach się błąka
Pomylony, zielony
I narwany jak dziki bez …

 

Komentarze

ivermectin cream http://stromectolivermectin19.com/# ivermectin cream canada cost
stromectol otc

ivermectin cream http://stromectolivermectin19.com/# ivermectin cream canada cost
stromectol otc

Strony

Dodaj komentarz

Plain text

  • Znaczniki HTML niedozwolone.
  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.
3 + 10 =
W celu utrudnienia rozsyłania spamu przez automaty, proszę rozwiązać proste zadanie matematyczne. Dla przykładu: 2+1 daje 3.