Najważniejszą kobietą w moim życiu była moja Mama. Nie myślała nigdy o sobie, potrafiła całkowicie zatracić się dla kogoś drugiego – w tym przypadku dla mnie, której poświęciła życie. I wierna była tej zasadzie, w której naczelną rolę odgrywała miłość absolutna i bezwarunkowa, aż do końca. Przytoczę kilka przykładów, które o tym świadczą, a które wywarły na mnie ogromne wrażenie.
Jako jedyna z klasy – był rok 1954 – nie zdałam matury, nawiasem mówiąc ze względów politycznych, z powodu propagowania wrogich informacji z „Głosu Ameryki” w Wolnej Europie. Takie to były wtedy czasy. Mama natychmiast zareagowała, nastawiając odpowiednio ojca, by nie robić z tej sprawy wielkiego problemu, a podjąć odpowiednie kroki, bym mogła zdać maturę w innej szkole w przyszłym roku.
W dorosłym już życiu pamiętam przyjazd mojej Mamy po mnie na lotnisko w Warszawie specjalnie wynajętym środkiem lokomocji, gdy wracałam z Belgii po koncertach z zespołem kameralnym. A także przesyłanie paczek do tejże Belgii, gdzie brak dostatecznej ilości pieniędzy nie pozwalał mi na właściwe odżywianie.
Potrafiła nawet kiedyś całą noc poświęcić na napisanie mi, po przewertowaniu całej lektury zadanie z języka polskiego na temat „Pamiątki z celulozy”. Gdy zabrakło parę dni na przepisanie i dostarczenie w terminie partytury „Concertina per undici strumenti” na Konkurs Młodych Kompozytorów, organizowany przez Związek Kompozytorów Polskich, potrafiła poprzez znajomą urzędniczkę załatwić wcześniejszą datę stempla pocztowego na przesyłce, która dzięki temu mogła być wzięta pod uwagę przez organizatorów Konkursu, zakończonego dla mnie przyznaniem II nagrody „ex aequo” (I nie przyznano). Po tylu latach, zdradzam trochę z duszą na ramieniu, kulisy tego drobnego oszustwa.
W ostatnich dniach swego życia uprosiła lekarzy i całe moje otoczenie, by nie zdradzić przede mną diagnozy nieuleczalnej choroby, jaka ją trawiła i doprowadziła do nieuniknionego końca. Taka była moja ukochana Mama, którą na zawsze w tych wszystkich przejawach jej uczucia do mnie zapamiętam.