Pierwsze spotkanie. Pierwsze spojrzenie. Pierwszy spacer. Zachwyty, zauroczenia. Połączone myśli, oddechy, ciała. Potem legalizacja. Obietnica, że nie opuścimy się aż do śmierci. Potem dzień za dniem. Praca, obowiązki, dzieci. Próby zachowania, ocalenia tych pierwszych chwil coraz trudniejsze. Rutyna. Codzienne powtarzalne czynności. Kłótnie o drobiazgi, nieumiejętność porozumienia. Obojętność. Czas płynie. Dzieci dorosłe. Rozwijamy się. Znajdujemy wspólny język sprzed lat. Nabieramy dystansu. Już wiemy, że w sprawach błahych lepiej mieć święty spokój niż rację. Ustępujemy. Rozumiemy przyzwyczajenia i ograniczenia. Coraz częściej i dłużej rozmawiamy. Niektóre nasze zachowania irytujące przed laty dziś budzą uśmiech, a czasem czułość pewną. Wiele wspólnych przeżyć, rytuałów i słów szyfrów. Pięknie, spokojnie, bezpiecznie. Razem.
I tylko czasem, gdy perorując próbuję innym przekazać swoje mądrości życiowe, patrzysz na mnie z wyrazem twarzy wietrzącej jakiś niecnotliwy zapach, a w oczach masz politowanie. I wtedy, wyłącznie wtedy, budzisz we mnie żądzę mordu.