Być może patrząc na niego z boku i bez mojej fascynacji, nie widziało się cech, które czyniły go niezwykłym a pełnym sprzeczności. Niewysokie ciało, szczupłe i w ciągłym ruchu. Uniesione lekko w górę lewe ramie. Duże, bardzo zręczne i wiecznie zaczerwienione ręce, no i głowa. Dumnie osadzona głowa młodego cezara, z jasnymi lokami, garbatym nosem i wyrazistymi ustami w uśmiechu wygiętymi w dół, jakby z lekką pogardą. Oczy błękitne, osadzone blisko siebie pod mocno zarysowanymi  brwiami. Czasami jedna z nich unosiła się bezwiednie w górę w wyrazie mimowolnego zdziwienia. Był chłopczykowaty, ale miał niezwykłą siłę woli i manipulował ludźmi z rozbrajającą miną. Jednak coś w jego wzroku kazało domyślać się ukrytego w głębi niepokoju i niepewności, które skrywał właśnie wzgardliwym skrzywieniem ust.