Oczywiście, w Krakowie to miasto wieczne. Kocham Kraków - ten stary, tajemniczy, nasycony sztuką, pełen śladów życia ciekawych i twórczych ludzi różnych profesji: od flisaków, kupców, po artystów sztuk wszelkich, w tym życia.
Nie chcę żyć w świecie idealnym, ale nie godzę się na dezintegrację, zamknięte getta, gdzie miarą wartości jest stan posiadania i gdzie króluje demonstracja wyznaczników dobrobytu. Mój Kraków przyszłości wolny jest od wszelkich fobii i ekstremów. Może wychłodniał, ale gdy starość zmieszana jest z młodością łatwiej o złoty środek, czyli bazę dobrej perspektywy. Obecne kondominia i ludzie pozamykani przez „inteligentne systemy” na cztery spusty, wyszkoleni w asertywności, przypomnieli sobie w obliczu poważnego zagrożenia „zagryzieniem się wzajemnie”, że można coś zmienić, ale razem. Miejsca te stają się obywatelskimi enklawami ludzi, których łączą podobne problemy, pasje, wspólny styl życia, otwartość na potrzeby sąsiadów, a także „obcych” będących w potrzebie - w miejsce podglądactwa, szufladkowania, krytykanctwa, budzenia instynktów stadnych wśród ludzi przytłoczonych nigdy niełatwą codziennością.
To jest możliwe, już wcześniej zaczęło się w innych miastach, Bydgoszczy, Wrocławiu, w wielu skupiskach, i miejskich i wiejskich. Kraków jest tej zmiany wart. Oby wróciły miesiące/lata zwykłej ludzkiej solidarności, ale bez konieczności istnienia prawdziwego czy imaginowanego wroga.