Przedmiotem, który mi stale towarzyszy jest książka. Zastanawiam się czy nazwanie jej tak nie jest zbyt obrazoburcze. Noszę ją w przełożonej przez ramie torbie konduktorce, która może też kojarzyć się z torbą sanitariuszki. Zawieszona na uchwytach w autobusie wyciągam książkę i wpadam w jej opowieści anihilując nudną powtarzalność drogi. Umoszczona wygodnie, w ciemnej szybie pociągu odnajduje jej pejzaże, chociaż mam w pamięci przestrogę mojej mamy: „Nie uciekaj w literaturę, żyj!”.