Byłam małym drewnianym pudełkiem, takim do którego dzieci chowają swoje skarby. Opakowanym w czerwoną karbowana bibułkę i przewiązanym w pasie błękitną wstążką. Leżałam pod choinką. Wiem, że w środku coś skrywałam, ale tego co to było, dowiem się kiedy ktoś mnie odpakuje. Wreszcie nadszedł ten moment. Małe dziewczyńskie paluszki biedzą się, usiłując rozwiązać supełek. W końcu w ruch idą nożyczki. Szeleści bibułka. Jestem odsłonięta, patrzą na mnie niebieskie oczy w smagłej buzi, dotykają miękko ciemne loki, widzę uśmiech. Już wiem, że właśnie ją chciałabym widywać od rana do nocy dzień w dzień. Zawsze.