Wewnętrzny przymus jest równie niebezpieczny jak zewnętrzny terror.
Jest rok 2025-ty. To już 71 lato życiowych zmagań Marka W. Dokonał radykalnych zmian. Przeszedł na emeryturę. Prowadził jeszcze doraźną aktywność zawodową, żeby zarobić na swoje nałogi. Emerytura zapewniała tylko podstawową egzystencję. Na nałogi musiał dorabiać.
Marek przez całe dorosłe życie kontrolował swoje nałogi. Na każdy wewnętrzny przymus, który mówił mu: „musisz”, reagował buntowniczym: „a wała!”. Cenił sobie przede wszystkim wolność i wiedział, że jest ona także wolnością od silnej presji wewnętrznej. Wiedział, że jeżeli na czymś zależy mu za bardzo, to staje się łatwym celem i ktoś może go wykorzystać i w ten sposób może utracić wolność. Przez całe życie bronił się przed nałogami – stosował zasadę: większość rzeczy w małych dawkach bywa korzystna a w dużych zgubna.
Zmienił się po 70-tce. Przypomniał sobie zasłyszane jeszcze w latach studenckich zdanie – właściwie zawsze je pamiętał – nie mógł sobie tylko przypomnieć, kto mu to powiedział. „Ulegam tylko swoim nałogom i niczemu więcej!” Wyjechał z Krakowa, gdzie mieszkał przez blisko 50 lat. Wybudował w Bieszczadach solidną chatę i przeniósł tam całe swoje życie. Właśnie tam oddawał się swoim nałogom.
Było po 11-tej. Marek W. wyszedł przed swoją chatę, do słońca. Usiadł na ławeczce. Powoli nabił sobie fajkę – to jeden z tych nałogów, którym oddawał się od niedawna. Pakował do cybucha własną mieszankę tytoniu i marihuany. Lewicujący rząd RP dopuścił do legalnej sprzedaży marihuany i hodowli na własne potrzeby. Marek miał za chatą, takie w sam raz na swoje potrzeby poletko. Marihuana przynosiła ulgę jego podpuchniętym stawom. Wcześniej, zaraz po śniadaniu grzmotnął sobie setkę ostrej dereniówki własnej produkcji – taki kielich stawał go, niskociśnieniowca, na nogi. Dereniówka była robiona według własnego oryginalnego przepisu Marka, na również własnoręcznie w piwniczce pędzonym bimbrze. To też nie było prawnie zabronione. Podczas palenia fajki będzie filozofował – myślał. Myślenie było teraz jednym z jego nałogów. Potem wstanie z ławeczki i będzie kontynuował myślenie podczas długiego spaceru po lesie. Spacer był kolejnym nałogiem Marka. Wróci na spokojny obiad, przygotowany przez ukraińską dziewczynę – zawsze kręciły się tu jakieś dziewczyny ze wschodu. Seks nie! Seks nie był jego nałogiem, ale towarzystwo dziewczyn tak. Chwilę po obiedzie wejdzie do bani, którą miał postawioną przy chacie, żeby oddać się nałogowi kąpieli. Wieczorem jeszcze kilka nałogów. Kolacja przy ognisku, jeszcze jedna dobrze nabita fajeczka, czerwone wino i rozmowy z przyjaciółmi, którzy chętnie tutaj zaglądali. Na koniec jeszcze jeden nałóg - głęboki, spokojny i twardy jak kamień sen.
Klub Sagi – spotkanie 10 luty 2015