Jeszcze dobrze nie wybrzmiał zadany temat, a już pojawił mi się i motyw i tytuł: „Mój człowiek na Flores” – jak to pięknie brzmi! – upajałam się własnym pomysłem. 8-9 tysięcy znaków. Ale poszaleję!
Tylko czytanie to nam zajmie chyba wszystkie zajęcia do końca czerwca!
Krystyna sprowadza mnie na ziemię: 8 – 9 zdań a nie tysięcy znaków.
No to mam problem – „mój człowiek na Flores” nie zmieści się w dziewięciu zdaniach, muszę znaleźć inny podmiot mojego wypracowania.
Mijają dni, „mój człowiek” zawładnął moim umysłem całkowicie. Myślę o nim w wannie i w tramwaju, w czasie kazania i w kolejce do kasy supermarketu… Przypominają mi się różne historie gdy ktoś mi pomógł, coś dla mnie zrobił, albo nie zrobił, gdy jedno zdanie, jeden gest, znajomego czy nieznajomego, celowe czy przypadkowe, wpłynęło na bieg wydarzeń mojego życia a jego autor kwalifikuje się aby być bohaterem tego tekstu.
Jutro już spotkanie, a „mój człowiek” nadal nie urealnił się na kartce papieru. „Mój człowiek” to chyba nie jest „mój temat”, ale przemyślenia minionego tygodnia uświadomiły mi, że siatka „moich ludzi” na całym świecie jest całkiem spora.