Urszula Nowak jest młodą atrakcyjną kobietą. Mieszka wraz z pięcioletnia córką Zosią w willi otoczonej pięknym ogrodem. Bezpieczeństwa pilnuje kochany przez obie wilczur Azor. Nie lubi obcych. Głośnym szczekaniem sygnalizuje zbliżanie się kogokolwiek do willi.
Ula samotnie wychowuje Zosię. Życie nie potoczyło się tak jak kiedyś to sobie wyobrażała.
Dzieciństwo miała trudne. Ojciec alkoholik przepijał wszystkie zarobione pieniądze. Dom utrzymywała matka, ciężko pracując, aby zapewnić córkom egzystencję. Ula, najstarsza z rodzeństwa opiekowała się często siostrami, zastępując w domu matkę. Marzyła o liceum plastycznym, a potem studiach wyższych na Akademii Sztuk Pięknych. Była ambitna. Postanowiła skończyć studia, podjąć pracę a potem pomóc matce i młodszymi siostrami. Coraz gorzej tolerowała zachowanie ojca. Chęć wyrwania się z domu stała się motywacją do pilnej nauki i dążenia do celu. Nauczyciele mówili, że ma wrodzony talent, pięknie rysuje i maluje i przydałyby się jej lekcje dodatkowe z malarstwa dla dalszego rozwoju talentu. Niestety nie było na to pieniędzy.
Na szczęście marzenia się spełniły. Osiągnęła to, co zaplanowała. Na studiach poznała Wojtka. Połączyła ich przyjaźń, wspólne zainteresowania, a potem miłość. Rodzice Wojtka byli bogaci. Mieli willę z pięknym ogrodem, w której młodzi po ślubie zamieszkali. Jeden pokój przeznaczyła Ula na pracownię malarską. Chciała malować i sprzedawać swoje obrazy, aby pomóc finansowo matce i siostrom. Zaangażowano ją, jako asystenta na uczelni, a więc sytuacja finansowa była korzystna.
Z Wojtkiem bardzo się kochali i cieszyli się myślą o powiększeniu rodziny. Kiedy urodziła się Zosia, wydawało się, że już nic więcej do szczęścia im nie brakuje. Rodzice Wojtka pomagali w opiece nad dzieckiem, tak, że Ula mogła spokojnie pracować i malować. Życie toczyło się spokojnym rytmem.
Zosia miała cztery latka, kiedy dziadkowie zabrali ją na wycieczkę. Prowadził Wojtek. Nagle jadący z naprzeciwka samochód, skręcił na pas, którym jechali. Czołowe zderzenie. Przeżyła tylko Zosia.
 Szok! Ula załamała się psychicznie. Przyszła depresja, a potem długie leczenie. Nikt nie wie, co tak naprawdę jest mu pisane, co przyniesie jutro. W jednej minucie życie rodzinne przestało istnieć i tylko myśl o konieczności zaopiekowania się Zosią, pozwoliło Uli odzyskać równowagę. Została samotną matką, samotnie wychowującą swą ukochana córeczkę. Całą miłość przelała na Zosię. Starała się zaspokajać wszystkie jej potrzeby. Zapewniła jej najlepsze przedszkole, dbała o rozwój intelektualny dziecka.
Nie myślała zupełnie o sobie. Snuła się po pustej willi, wspominała tych, co odeszli. Zastanawiała się czy w dostateczny sposób okazywała Wojtkowi swoje uczucia. Analizowała swoją postawę wobec innych, już nieobecnych. Bardzo tęskniła za mężem, było jej smutno i źle.
Pies wyczuwał nastrój swojej pani. Wierny przyjaciel i stróż domu, przytulał się, kładł głowę na jej kolanach i wiernie patrzył w oczy. Głaskała go i przemawiała jak do człowieka, zapominając na chwilę o rzeczywistości. Czasami Azor zachowywał się dziwnie. Sierść mu się na grzbiecie jeżyła, zaczynał warczeć, aby po chwili uspokojenia, radośnie machać ogonem. Może wyczuwał odwiedziny Wojtka?
Pewnej nocy miała sen. Przyśnił się jej Wojtek. Zapewniał, że jest blisko niej i zawsze będzie. Prosił, aby ubrała się ładnie, bo ma bilety do Teatru Słowackiego, wymienił nazwę sztuki. Ucieszyła się, dawno nigdzie nie wychodziła. Zaczęła robić makijaż i przygotowywać się do wyjścia…
W tym momencie zadzwonił telefon. Zbudziła się i zrozumiała, że to był tylko sen.  Jaka szkoda!
Wstała z łóżka i z niechęcią podeszła do telefonu. Usłyszała głos kolegi z pracy, który ku jej zaskoczeniu zaproponował jej wspólne pójście do teatru na sztukę, o której mówił w śnie Wojtek.
Oszołomiona tym faktem, zgodziła się i tak rozpoczął się nowy etap w jej życiu.