Jako trzynastolatka przeczytałam „Annę Kareninę” Lwa Tołstoja, była dla mnie fascynującą opowieścią o miłości nieznanej. Pełnej cierpienia, wyrzeczeń, cudownych chwil okupionych smutkiem i rozpaczą, aż do ostateczności usunięcia się z życia tych, których kochamy dla ich dobra. Do samozagłady. Dzisiaj myślę, że ten rodzaj uczucia romantycznego, wzniosłego i pełnego poświęcenia naprawdę zaważył na tym, jak ja przeżywałam swoje życie, o czym marzyłam. Bohaterkami moich snów stały się kobiety nieszczęśliwe, kochające, bo to one przede wszystkim kochały, wbrew przeciwnościom, mimo wszystko i za każdą cenę. Dzisiaj myślę, że ta historia była niezwykłą wiwisekcją i instytucji małżeństwa i miłości napisana przez mężczyznę, który w końcu sam uległ postaci kobiety, którą stworzył a mnie naznaczył na całe życie.