Mieliśmy wielu bohaterów walczących w drugiej wojnie światowej. Nie o wszystkich dziś pamiętamy, chociaż ich bohaterska walka powinna być uwieczniona w poezji, prozie, filmach. Na przykład Szare Szeregi lub Orlęta Lwowskie: jeszcze dzieci, a już żołnierze, odważni, walczący. Sytuacja polityczna zmusiła ich do tego, żeby zamiast bawić się na podwórkach, grać w piłkę, chodzić na wycieczki i beztrosko spędzać czas - złapali za broń, którą nie zawsze potrafili udźwignąć. Atakowali więc czołgi wroga butelkami z benzyną, przenosili tajne dokumenty, meldunki, roznosili chleb ukrywającym się ludziom, udzielali pierwszej pomocy rannym. Walczyli tak jak umieli u boku powstańców.
Cudzoziemcy z krajów nieobjętych wojną, nie mogą sobie wyobrazić patriotyzmu polskich dzieci. To byli mali bohaterowie, ponoszący śmierć w imię idei, której nie do końca rozumieli, ale walczyli dzielnie, bo ojczyzna była zagrożona. Byłam na cmentarzu Łyczakowskim i obok, na Cmentarzu Orląt Lwowskich w towarzystwie cudzoziemca. Był zaskoczony wiekiem tych małych bohaterów: dziesięć, dwanaście, czternaście lat. Tłumaczyłam mu epitafium na ich nagrobkach: „zginął na barykadzie”, „zginął rozerwany przez granat”, „zginął przenosząc materiały opatrunkowe do punktu sanitarnego”, „ zginął w ataku na konwój nieprzyjacielski”. Mój znajomy był zaskoczony. Opowiadałam mu również o bohaterstwie harcerzy z Szarych Szeregów walczących w Powstaniu Warszawskim. Niech wie, że tożsamość dzieci u nas w Polsce kształtuje się od najmłodszych lat życia.