Najniżej w Europie położona trasa turystyczna, w zabytkowej kopalni węgla kamiennego - Guido w Zabrzu. Przymiotników w stopniu najwyższym opisujących ją nie brakuje, od „najgłębiej położona impresaryjna teatralna scena oraz najlepsze brzmienie muzyki" po „kameralne miejsce spotkań i najgłębiej położony pub w Europie”.
Oferta rozszerzona: edukacyjna i komercyjna; obydwie obejmują segmenty usług przeznaczone dla odmiennych grup klientów od dzieci, przez młodszą i starszą młodzież, po cztery pakiety usług dla VIP-ów. Gdzieś po drodze w ofercie zniknął zwykły zjadacz chleba, zwykły turysta, ale gdy stworzyć grupę, będą to ludzie w różnym wieku - z przewagą osób starszych, mających różny bagaż doświadczenia. Oferta jest tak szeroka, że teoretycznie każdy powinien znaleźć coś szczególnego dla siebie. Dużą rolę w rozbudzeniu i utrzymaniu zainteresowania ma przewodnik – doświadczony górnik umiejętnie wzbudza zainteresowanie, intuicyjnie wyczuwając profil zainteresowań grupy.
Na każdym kroku widać współdziałanie organizatorów, co przydaje autentyczności i pobudza wyobraźnię zwiedzających – tak porozumiewają się ludzie pracujący razem, pod ziemią, zagrożeni nieprzewidywalnymi zjawiskami przyrodniczymi. Rytuał, rutyna i zbratanie pracujących, zastępuje umysł zmęczony nienormalnymi warunkami, niedostatkiem tlenu, hałasem, zapyleniem, napięciem wywołanym lękiem, przed nieprzewidywalnym i nadludzkim zmęczeniem.
Im starszego okresu wydobycia dotyczy prezentowana część zwiedzanej trasy, tym bardziej widać ile zależało od specyficznej jedności ludzi, zwierząt, naturalnych elementów otoczenia, choćby drewna używanego do stemplowania chodników. Także, jak wiele się zmieniło od strony techniki i technologii wyrąbywania , transportu i wydobywania węgla na powierzchnię, ochrony przed zagrożeniami jak gazy, woda, ruchy tektoniczne. Nadal jednak potrzebna jest organizacja, podział ról, hierarchia, tu nie ma miejsca na demokrację, ważny jest jednak instynkt oraz zaufanie i wiara w innych – kamratów i, bez przesady, w dobre duchy kopalni i jej opiekunek św. Barbary i Kingi.
Ale ten porządek, moim zdaniem, został pogwałcony podwójnie, pod ziemią i na powierzchni. W przygotowaniu muzeum nie zapomniano o cudach historii ziemi i powstawania jej cennych dla człowieka zasobów, rozwoju techniki, metod ochrony życia i bezpieczeństwa, roli duchów, zwierząt - od inteligentnych szczurów, delikatnych kanarków, po pracowite konie; klientach muzeum od dzieci, przez młodzież, po tzw. VIP-ów, którym przygotowano chyba najbogatszą ofertę. Pod ziemią, losom ludzi wyklętych poświęcono - jakby wstydliwie i zbyt pobieżnie pokazywaną, „izbę pamięci”; jako „ciekawostkę” przedstawiono w niej selektywnie dobrane „tableau” – fotografie osób, na ogół wyróżniających się z różnych powodów, może kilkadziesiąt twarzy, postaci o których dowiedzieć się można też z prawie identycznych, pisanych jak przez kalkę informacji w Internecie. Nazwiska wysoko postawionych katów tam są, ale sądu nad nimi już nikt nie może przeprowadzić., Nie znalazłam jednak nigdzie we wspaniałym muzeum, ani Internecie pełnej listy bodaj tych, którzy skrzywdzeni zostali w najbliższych kopalniach Śląska. Ich duchy towarzyszyły mi od wyjścia z sali „pamięci” do końca wędrówki pod ziemią. Nie okazywałam zainteresowania świetną techniką dalszej prezentacji, bo nie mogłam zapomnieć, że ukochane przeze mnie konie, przed transportem pod ziemię, były przez dwa tygodnie dobrze żywione, zasłonięcie oczu miało je oswoić z czekającą, do śmierci ciemnością, po pracy dostawały obrok, miały sucho i czysto pod kopytami, żyły krótko, ale otoczone troską i na pewno miłością. Tymczasem, tysiące młodych wyklętych, do kopalni wywożono, bez uprzedzenia, adaptacji, do pracy przez siedem dni w tygodniu, lub na zmianę po połowie dnia pod ziemią i udręczanie ćwiczeniami wojskowymi przez resztę dnia. Skazywano na strach, niedojadanie, byle jaki przyodziewek, pogardę i brutalność komenderujących, podejrzliwość, bo i to zadbano, miejscowych górników – często prosto ze słońca, wolności w różny sposób bujnej, tym boleśniej traconej.
Na powierzchni, po wyjeździe w kopalni, dramatycznym kontrastem, z tym co wcześniej i bogactwem oferty dla VIP-ów, na głazie, który jakby się przypadkiem zabłąkał - mała tabliczka, zapisana - jak na ironię, złotymi literami; upamiętniająca, nie tyle ludzi, co fakt wyklęcia ich i pochwałę tych co zadbali, by przez nich zaistnieć.
Brzmi to brutalnie i jest nawet niesprawiedliwe, ale moje słowa są buntem za brak tablicy z nazwiskami tej rzeszy zniewolonych i odczłowieczonych, skazanych w Polsce jak za cara, na przymusową pracę, upodlenie, nadludzko ciężką i niebezpieczną pracę i tego skutki. Tablica nie kosztuje wiele, miejsca dużo, w kopalni bywają turyści i goście imprez biznesowych, artystycznych i zabaw; nazwiska znane, wyobraźni brak. A Guido – atrakcja turystyczna, zostawia w pamięci, zwłaszcza młodych tylko jednego, do pewnego stopnia na szczęście dobrego, ducha. I chwała mu, ale oby kiedyś nie goniły nas i tych młodych, duchy upodlonych, bo nie służalczych i niezależnych, których „pochodzenie społeczne, oblicze polityczne i moralne oraz przeszłość polityczna kwalifikowała np. do służby zastępczej”, lub więzień.