Spokój, to transcendentne uczucie jest zaprzeczeniem sytuacji w jakiej znalazła się Marianna. Niepewność czym skończy się operacja serca, niewiarygodny upał długiego lipcowego dnia, banalne korytarzowe rozmowy między lekarzami: mobing? Uważam, że jak te zachowania dotyczą starej baby to zgoda, ale jak klepniesz po tyłku taką ładną, młodą laskę to już nie. One w majtki sikają, czekają tylko na to…
Noc, nareszcie w klimatyzowanej sali szpitalnej. Za chwilę, turkot kół wózka, krótki wywiad, spokojnie nic złego się nie stanie…
To pewnie tak czuje się w ostatniej chwili wisielec, przelatuje Mariannie przez myśl; ale zbliża się światło, jaśnieje i ten czarowny dźwięk maleńkich dzwonków.
Powrót.. dokąd? Obraz – jakaś archeologiczna odkrywka. Pionowa ściana wykopu, od góry sosenka, w jej korzeniach szczątki popielicowej sierści i drobnych kostek, owinięte w białą, płócienną ściereczkę. Niżej różne nie dające się zidentyfikować przedmioty; na samym dole szczątki ludzkie, resztki klepsydry: data – 60 lat wcześniej, imię, nazwisko i f o t o g r a f i a.
Marianna zdaje sobie nagle sprawę z podobieństwa twarzy mężczyzny zmarłego przed 60 laty do fotografii jej ojca, zrobionej na krótko przed jego śmiercią. Podobieństwo jest uderzające. Kim zatem jest dla Marianny ten zmarły, co robi w jej majaczeniach, czego oczekuje od niej w tym krytycznym momencie przejścia? Spokojnie, czas pokaże.