Twarze. Otaczają nas przez całe życie. Są wszechobecne od chwili naszych narodzin aż do śmierci. Każdy z nas w życiu rejestruje ich świadomie bądź nieświadomie dziesiątki, setki, tysiące - ilości niepoliczalne. Niepoliczalne gdyż nasze mózgi rejestrują wszystkie, a tylko niektóre z nich wracają do nas w naszych wspomnieniach, snach czy marzeniach. Cześć z nich jest dla nas obojętna, część zaś bardzo ważna.
Najważniejsze to twarze naszych bliskich tych, z którymi obcujemy obecnie i tych, którzy odeszli wracając do nas w naszych wspomnieniach i snach. Potem twarze naszego dzieciństwa i młodości pamiętane ze szkół, domów kultury, uczelni, obozów, kolonii, rajdów to koledzy, przyjaciele, pierwsze sympatie i miłości a także nauczyciele i wychowawcy. Dalej twarze z życia zawodowego, twarze znajomych, przyjaciół a także twarze ludzi nam niechętnych, czy nawet wrogich. W końcu twarze przypadkowe z komunikacji, kina, teatru, sklepu i wielu innych miejsc, przez które przewinęliśmy się w życiu. Tych twarzy, miejsc i sytuacji jest ilość niezliczona, ogromna.
Myślę, że każdy, tak jak ja, ma w swej pamięci jakieś twarze przypadkowe zapamiętane w różnych sytuacjach i z różnych powodów. Spośród kilku zakotwiczonych w mej pamięci dwie są mi szczególnie bliskie. Pierwsza z nich, abstrakcyjna, to twarz z plakatu.
Twarz młodej dziewczyny z wyrazistymi oczyma, kształtnymi niedomkniętymi ustami, wyrażająca niepewność, pytanie, zaproszenie, obietnicę. Wydała mi się piękną, gdy ją po raz pierwszy zobaczyłem. Plakat dostałem w 1977 roku w prezencie i przez wiele lat wisiał w moim mieszkaniu. W końcu zginął przy przeprowadzce. Twarz dziewczyny wracała do mnie przy różnych okazjach. Teraz postanowiłem ją odnaleźć. Jak dowiedziałem się z Internetu plakat autorstwa Buby Tomali powstał w 1976 roku i informował o przedstawieniu Dekamerona wg. Boccaccia wystawianego na scenie dla dorosłych Państwowego Teatru Lalek w Łodzi.
Druga, już rzeczywista, to twarz 13 letniej afgańskiej dziewczynki. Sfotografował ją w 1984 roku amerykański fotograf Steve McCurry, w szkole, w pakistańskim obozie dla uchodźców z objętego wojną Afganistanu. Jej zdjęcie opublikowane w czerwcu 1985 roku w National Geographic obiegło cały świat stając się symbolem walki z wojną. Przez wiele lat przypominało o tym, co działo się w Afganistanie podczas radzieckiej interwencji.
Do mnie to zdjęcie powraca od lat. Jest szczególnie ważne. Patrząc na nie próbuję sobie wyobrazić, co myślała ta dziewczynka, gdy robiono jej zdjęcie. W jej pięknej twarzy dominują wyraziste zielone oczy. Widzę w nich mieszaninę strachu, obawy, niepewności a także ciekawość, obietnicę, nadzieję i stanowczość. Wracając dość często do tego zdjęcia zastanawiałem się nad jej dalszym losem. Niedawno zacząłem szukać i w Internecie znalazłem odpowiedź. (http://worldwide.blox.pl/2011/02/Kim-byla-Afganka-ze-slynnego-zdjecia-National.html ).
Ze znalezionego tekstu dowiedziałem się, że autor zdjęcia Steve McCurry podejmował kilkakrotnie próby odnalezienia dziewczyny. Sytuacja polityczna w Afganistanie przez wiele lat uniemożliwiała poszukiwania. Dopiero w 2001 roku, po interwencji amerykanów w Afganistanie udało mu się dotrzeć do niej, teraz już dorosłej kobiety. Nazywa się Sharbat Gula i jest Pasztunką. Całe jej dzieciństwo i dorosłe życie to życie w wojnie lub między działaniami wojennymi. Na jej zdjęciu zrobionym w 2002 roku widać zmęczoną życiem kobietę. W jej oczach widzę doświadczenie, zmęczenie i rezygnację, ale też coś z dziecka z dawnej dziewczynki.
Klub Sagi – spotkanie 10 marca 2015