Jestem...
„Jestem Polką” - odpowiedziała w ankiecie na zapytanie o narodowość. Wypełniła stosowne pola formularza - tam krzyżyk tu fajka. Spokojnie zajęła miejsce, oczekując na kontrolę bagażu. Przeleciała wzrokiem banery reklamowe. Zgodnie z daną sobie obietnicą zrezygnowała z aktywności telefonicznej i zbytniej otwartości w nawiązywaniu przypadkowych kontaktów słownych. Pozostało własne towarzystwo. Deklaracja narodowości stała się drożdżami rozważań prowadzonych, zresztą nie pierwszy raz, nad jej definicją.
W domu wychowana była w duchu romantycznego patriotyzmu. Szlak bojowy ojca z dramatycznym finałem nad Bzurą, AK, tajne komplety, „Bratniak”. To wszystko dostała w pakiecie nakreślającym ramy miłości do ojczyzny. Pierwszego szoku doznała, gdy dowiedziała się, że jej prababka była Bawarką. Przez tydzień ryczała do poduszki ze wstydu i upokorzenia. Potem okazało się, że babka po mieczu była przechrzczoną Żydówką. Powierzono jej tę informację jako wielki rodzinny sekret: „No bo wiesz… Gdyby wujostwo się dowiedzieli albo teściowie siostry…”.
Nie chciała nikogo skrzywdzić - zachowała tę wiadomość dla siebie. Nie mniej była tak podekscytowana, że zdawało jej się jakby osobiste IQ automatycznie skoczyło w górę. Potem na Rakowicach znalazła prababkę Czeszkę. Wprawdzie zaczęła na nią zwalać skłonności do tycia, ale szybko zamortyzowała sobie to domniemane dziedzictwo wiedzą ze starych pamiętników – ponoć prababka była blisko spokrewniona z jednym z prezydentów Pragi. Prababek ma się kilka, więc pojawiła się i Słowaczka lub Węgierka, z nazwiska nie udało się wywnioskować. Pradziadek po mieczu miał stanowić o polskości rodu, pieczętując się jednym z najstarszych herbów. Okazało się jednak, że po kądzieli miał wśród przodków ukraińskiego popa.
Stoi sobie w kolejce i rozważa: ile jest cukru w cukrze, czy da radę policzyć, ile tej zadeklarowanej Polki w niej jest? Sumuje ułamki, gubiąc się w operacjach nie tyle arytmetycznych, co z trudem ustala poszczególne składniki. Bo jeżeli jej mama jest córką ojca, który jest pół Słowakiem i pół Polakiem - i to nie do końca, bo ten pop na horyzoncie - oraz matki, która jest pół Bawarką i pół Polką, tu raczej pewność do czwartego pokolenia wstecz, chociaż ciocia babcia napomknęła o Włoszce po bawarskiej stronie, a ojciec…
Nie, nie jest w stanie tego obliczyć. Grunt, że w papierach jest Polką, można przekornie powiedzieć - z wyboru. Wszak jej przodkowie wybrali kiedyś to miejsce do życia, a ona podtrzymała ich wybór świadomie, jak wielu jej przyjaciół miała wizę do Kanady, a jednak wróciła do kraju. Los był dla niej łaskawy - związał rodzinę z Krakowem, więc czego szukać gdzie indziej? Jest krakowską Polką, czasem mówi „Galicyjką”, tyle, że takiej narodowości w ankietach się nie znajdzie.
Kraków, czerwiec 2015
Tekst przygotowany na warsztaty prowadzone przez panią dr Małgorzatą Majewską. Zadanie polegało na rozwinięcie tematu po słowie „Jestem…”