Książka mojego dzieciństwa
Waham się między „Heidi” Johanny Spyri a „Skowronkiem” (zapomniałam nazwisko autora). Były znacząco odmienne od polskich książek. Skłaniam się ku tej drugiej, której akcja toczy się w Anglii w czasach Szekspira. Tytułowym bohaterem książki jest chłopiec obdarzony pięknym głosem, stąd jego imię-przezwisko.
Zafascynowany występem trupy aktorskiej w jego rodzinnym miasteczku, dołącza do niej i występuje wspólnie z nią wzbudzając zachwyt swoim śpiewem. Kiedy czytałam to, miałam jedenaście lat. Słowo trupa było mi nieznane. Stopniowo, w miarę lektury, zaczęłam rozumieć jego znaczenie.
Książką, która towarzyszyła mi przez całe moje dzieciństwo była powieść o niewolnictwie w Ameryce zatytułowana „Chata wuja Toma”. Czytałam ją raz po raz, płakałam nad nią, uczyłam się na pamięć całych jej rozdziałów. Zachowałam ja do dzisiaj, jest bardzo zniszczona, twarde okładki wyblakły, grzbiet jest potargany, jednak stoi na półce mojej biblioteczki. Opowiadałam o tej książce moim wnukom i wreszcie wzięły ją do czytania, no i cóż powiedziały – „ babciu jak tobie mogła się podobać taka bajeczka”.