PÅ‚aszcz
To było w czasach, gdy po Krakowie jeździły tramwaje bez drzwi. Dla młodych ludzi to dziś rzecz niewyobrażalna, ale zapewniam, że tak było. Toteż zdarzało się, że pasażerowie często wysiadali i wsiadali w biegu, tym bardziej, że tramwaje jeździły znacznie wolniej niż obecnie. Ale korzystając z otwartych drzwi powszechną rzeczą była jazda na stopniach wagonów lub wisząc zupełnie na zewnątrz w trakcie jazdy, o czym świadczą archiwalne obecnie fotografie. Oczywiście przedwojenna policja, czy też późniejsza milicja obywatelska tępiły ten niebezpieczny proceder, ale nie zawsze udawało się im złapać winowajców narażających swoje zdrowie, a często i życie.
Zdarzyło się pewnego razu, że przy pl. Inwalidów do ruszającego już tramwaju wskakiwał mężczyzna w długim obszernym płaszczu, którego zauważył stojący na skrzyżowaniu z Alejami milicjant. Zatrzymał więc tramwaj i wsiadł do wagonu, by odnaleźć sprawcę incydentu, ale nim znalazł się w wagonie ktoś ze współpasażerów szepnął do sprawcy – Zdejmij pan ten płaszcz!
Ten szybko zsunął płaszcz z ramion, przełożył go przez ramię i obojętnie patrzył się przez okno nie zwracając uwagi na lustrującego pasażerów milicjanta. Milicjant przeszedł dwukrotnie wzdłuż całego wagonu i nie znalazłszy sprawcy w rozwianym płaszczu – jedynym znaku szczególnym, który zapamiętał – pozwolił motorniczemu, by kontynuował podróż dalej. Wraz z pasażerem z płaszczem!