Sen
Nie mogę znaleźć paszportu. Gdzieś tu musi być albo go zgubiłam. Ale przecież miałam go zawsze przy sobie. A teraz nie mam. Zostało mało czasu, a ja jeszcze powinnam odebrać bilet na samolot. Nie pamiętam jak dojechać do tego biura, nie biura. W końcu jest budynek, cały z betonu. Wbiegam do środka. To właściwie wielka hala z mnóstwem schodów i korytarzy. I okienek. W jednym z nich trzeba odebrać ten bilet, ale nie pamiętam w którym. Może tam mają mój paszport. Które to było piętro, które schody? Samolot zaraz odleci beze mnie. To może statkiem? Tam też będą chcieli jakieś dokumenty, bilet. W porcie stoi łódź podwodna. Cała zielona, a dziób ma z przezroczystego szkła, żeby można było w czasie rejsu oglądać życie pod wodą. Proszę marynarza o zimnych, stalowych oczach, żeby pozwolił mi płynąć. Nie odpowiada, tylko kiwa głową w geście odmowy. Zawstydzona schodzę z trapu, ale kątem oka zauważam, że się odwraca, więc wślizguję się z powrotem do łodzi i skulona chowam za siedzeniem jakiegoś pełnoprawnego pasażera. Jak ja mu zazdroszczę! Kucam przy oknie i widzę te podwodne cuda. Nagle uświadamiam sobie, że nie wiem gdzie płynie ten statek. Już za późno, właśnie odbija od kei. Nie wiem, czy zobaczę jeszcze dzieci. Strach i bezsilność.
Albo inny. Przyjechałam do Polski w sprawach zawiłych i trudnych, a na pewno urzędowych. Trzeba skompletować dużo dokumentów, a to wymaga czasu. Od tych dokumentów wiele zależy, a urzędnicy wciąż przesuwają terminy. Bilet powrotny za chwilę będzie nieważny, a ja nie mam pieniędzy na nowy. Do tego słyszałam, że ten samolot jest ostatni, który lata na tej trasie. Zamknęli granice i nie prędko otworzą. Nie wiem co robić. Nie mogę tego tak zostawić, zbyt wiele osób powierzyło mi swoje sprawy. Zaufało, że je załatwię. Jeśli zostanę, nie wrócę do domu, do dzieci. Tak strasznie się męczę. Muszę już podjąć decyzję, wybrać. Nie potrafię. Przerażenie i bezsilność.
Sen emigranta. Tak go nazwało nasze emigracyjne pokolenie. Wszyscy, którzy kiedyś zostali uchodźcami w tych „innych czasach”, doskonale go znają. Śnili ten koszmar wielokrotnie. Mnie samej śnił się co pewien czas przez kilkanaście lat. Zawsze podobny, zawsze chodziło w nim o to samo. Z jakiegoś powodu przyjeżdżam na chwilę do Polski i nie mogę z niej już wyjechać, wrócić do nowego domu, do najbliższych, którzy tam zostali. Bezsilność i strach. Przeszkody nie do pokonania. Obezwładniająca niemoc. Dzisiaj, w czasach otwartych granic, sen emigranta śni się pewnie niewielu wyjeżdżającym z kraju. Opisałam więc go dla pamięci i dla potomnych. A oni niech swoje sny prześpią spokojnie i bezpiecznie. Dobranoc.