Umrzeć ze strachu
 - Jeszcze jedna seta, kapitanie?
 - Nie odmówię, majorze.
 - Potem przeskakuje pan płot cmentarza. Podchodzi do grobu…
 - Wczoraj pochowanego naszego generała.
 - … wyjmuje pan szablę i wbija w ziemię. Punktualnie o północy.
 - Zakład, to zakład. Honor oficera!
 - Szabla ma zostać w grobie… Żebyśmy mogli rano sprawdzić.
 - To zdrowie, ha, ha, generała.
Za piętnaście dwunasta w nocy. Idę. Ciemno jak cholera. Nic nie widzę. Przeskakuję przez płot cmentarza. Wojskowy płaszcz zahacza o metalowy pręt. Materiał drze się przeraźliwie. Tracę równowagę. Przewracam się na bok. Dłonią opieram się o mokrą trawę. Jeszcze kolanem dotykam ziemi. Chłód przenika mnie na wylot.
– Kurwa mać! – złośliwość rzeczy martwych. Prostuję się wolno. Szeleści. Szumi. Trzeszczy.
– Co? – pewnie wiatr. Biorę głębszy wdech. Po omacku wychodzę na cmentarną alejkę. Tutaj widzę trochę więcej. Prosta ścieżka. Po obu stronach groby.
– Ile to będzie? Jakieś sto metrów.
– Naprzód! Żwirek chrzęści pod moimi stopami. Lewa, prawa, lewa, prawa...
– To gdzieś tutaj. Pochylam się do przodu. Żeby lepiej widzieć w ciemności.
– Jeszcze kawałek.
- Jest!
- Widzę! Szary cień grobu z kupką wieńców i wiązanek. Jestem na miejscu! Czubki butów przysuwam do usypanej ziemi. Odchylam poły płaszcza. Rozdarte z prawej strony. Wyciągam szablę z pochwy.
– Klęknę sobie. – Będzie mi łatwiej. Chwytam oburącz za rękojeść. Ostrzem pionowo w dół. Podnoszę ponad głowę. Wstrzymuję się na chwilę. Napinam mięśnie rąk. Z całych sił opuszczam w dół. Słyszę jak ziemia rozstępuje się pod ostrzem. Pół szabli wchodzi w grób.
– Zrobione. - Po wszystkim. Teraz tylko wstać z kolan i z powrotem. Podnoszę się z ziemi. Szarpnęło mną.
– Coś mnie trzyma?! Jeszcze raz podrywam się. I nie mogę. Trzyma mnie! Macham rękami na lewo i prawo. I nic! Rozpaczliwie okładam rękami powietrze. Pusto wokół. Krew tężeje mi w żyłach. Serce, najpierw trzepoce a potem przestaje bić. Osuwam się w dół. Nie czuję, jak twarzą opadam na grób.
O świcie. Major z kolegami przyszli pod grób generała. Zobaczyli kapitana na kolanach zgiętego w pół. Twarzą opierał się o ziemię. Był martwy. Rozdarta poła płaszcza była przyszpilona szablą do grobu.