Jedno z uczuć niekomfortowych
Za oknami autobusu linii 112 niby ciemno, bo noc, ale trochę jasno od śniegu. Niebrzydko. Zamyśliła się. Znowu rzut oka na zewnątrz.
- Gdzie ja jestem? Cholera jasna, przegapiłam mój przystanek! Nie poznaję okolicy.
Wysiadła, a za nią facet w jaskrawozielonej kurtce.
- Wygląda na to, że pojechała Pani za daleko? To przykre.
Wzruszyła ramionami i przeszła na drugą stronę drogi. Mężczyzna oddalił się szybkim krokiem. Rozkład jazdy wykrzyczał, że najbliższy autobus przyjedzie za 25 minut. Zimno. Ciemno. Nieprzyjemnie. Wyciągnęła komórkę.
- Niestety, nie mogę po ciebie przyjechać, jestem sam ze śpiącymi dzieciakami.
Pozostaje taksówka.
- Proszę podać dokładny adres, nie mogę przysłać auta na przystanek Wały Wiślane!
- Ale tu nie ma żadnych domów!
- Niestety, przykro mi, takie przepisy.
Melodyjka. Znowu mąż.
- Jak tam, co robisz, kochanie? Bardzo zimno?
- A tańczę sobie.
- Świetnie, tańcz, tańcz, pomyślą, że jesteś pieprznięta i nikt cię nie będzie zaczepiał.
Jeszcze 15 minut. Coraz chłodniej, mimo intensywnego jiva. Nagle robi jej się gorąco. Kątem oka widzi w oddali sylwetkę mężczyzny. Wokół cicho, pusto, ciemno. Mało śniegu. Wiata, krzaki, drzewa. W świetle latarni widzi człowieka w jaskrawozielonej kurtce, zmierzającego w jej kierunku.