O Białej Damie, kucharzu i nieślubnym dziecku w scenerii Willi Decjusza

Nieślubne dziecko

Noc była ciemna, bezgwiezdna, bezksiężycowa. W taką noc nie wyją wilki. W taką noc drżące ze strachu upiory i wampiry naciągają na siebie wieka trumien i udając całkowicie martwych pilnują aby macki ciemności nie miały do nich dostępu.

W Willi Decjusza już dawno pogasły wszystkie światła, a ślepe okna niczym oczodoły zombi wgapiały się w zamarły ze zgrozy park.

W chwili, kiedy zegar w holu wybijał północ, mężczyzna cicho i zwinnie pokonał prowadzące na piętro drewniane schody. Miał szczęście. Nikt go nie zauważył.

Uchyli drzwi do łazienki – nikogo. Wszedł. Przekręcił klucz i dopiero wtedy zapalił światło. Napuścił wody do śnieżnobiałej umywalki. Długo i dokładnie mył ręce. Krwawa czerwień wymieszana z mydłem tworzyła na wodzie różową, podobną do truskawkowego musu pianę.

Szczoteczką wydłubywał makabrycznie wyglądające resztki spod paznokci. Jeszcze trochę wysiłku, i wszelkie ślady spłyną do kanalizacji.

Z pozoru łatwe zadanie wykończenia nieślubnego dziecka sprawiło mu wiele kłopotów. Ale wreszcie miał to za sobą. Teraz należy mu się nagroda. Uśmiechał się lubieżnie. W sypialni czeka na niego Biała Dama.

Pragnął jej każdym nerwem, całym sercem, każda komórką swojego ciała.

Rozejrzał się. Żadnych kompromitujących dowodów. Niczym duch przemknął do sypialni i z ulgą zatrzasnął drzwi.

Po chwili z pokoju zaczęły dobiegać dziwne odgłosy. Sapanie? Cmokanie? Westchnienia? Pożądanie? Skrzypienie łóżka? Coś – jakby – rozkosz? Cierpienie? Ekstaza?

I nagle krzyk przeciągły i stek przekleństw – do diabła! Cholera! Ty dziwko! Skończyłem z tobą! Już cię nie potrzebuję! Ty gnido przeklęta! Precz!!!

A potem wrzask przejmujący, brzęk tłuczonego szkła … i nastała cisza straszliwa. Cisza złowroga. Cisza przerywana jedynie głośnym chrapaniem.

 

Świt wstawał niemrawy i mglisty. Dzień zapowiadał się durnie i chmurnie. Willa Decjusza powoli budziła się do życia.

Mężczyzna otworzył oczy. Miał na sobie koszule z zaschniętymi, czerwonymi plamami.

W kącie sypialni, pośród odłamków potłuczonego lustra leżała Biała Dama. Wyglądała tak spokojnie, tak niewinnie. A przecież właśnie przez nią popadł w to całe szaleństwo. To ona wyzwalała w nim wszystkie dobre, wzniosłe jak również okrutne i podłe uczucia.

Podniósł ją i delikatnie położył na skołtunionym łóżku.

Włożył dres, pośpiesznie zbiegł ze schodów i zniknął w spowitym mgłą parku.

 

Na podjeździe zazgrzytał żwir. Przed główne wejście zajechało kilka czarnych, nieoznakowanych samochodów. Wysiedli z nich nijacy faceci i ze zblazowanymi minami weszli do środka. Usiedli w holu. Czekali.

 

Tymczasem tylnym wejściem do kuchni wślizgnął się mężczyzna w dresie. Szybko założył bieluchne ubranie, zamotał w pasie zieloną szmatę i otworzył drzwi ogromnej lodówki. Wyjął miedziany rondel, w którym chlupotało coś średnio gęstego i aksamitnego. Coś w konsystencji i w kolorze krwi. Postawił na ogniu i powoli podgrzewał. Doprawiał najlepszym koniakiem, bakaliami, imbirem i szafranem. Posypał jakimś bliżej nieokreślonym, białym proszkiem. Po kuchni rozszedł się ulotny zapach gorzkich migdałów. Nalał do kryształowych kokilek.

Adaś! Podawaj – zawołał do kelnera. Założył kucharską czapkę i stanął przy drzwiach.

Sie robi szefie! Odpowiedział Adaś i pomknął z tacą.

Niezwykle profesjonalnie zaserwował danie nijakim facetom w holu.

Jedli w milczeniu. Smakowali, cmokali, siorbali, wąchali, kręcili głowami, a kiedy skończyli bez słowa pozamykali oczy i trwali w bezruchu.

Zawołaj kucharza – wychrypiał jeden z nich

Mężczyzna w kucharskiej czapce nieśmiało stanął przed stolikami.

Nagle zblazowani faceci zerwali się z krzeseł. Mistrzu! To było świetne. Małmazja, eliksir, cudo – przekrzykiwali się nawzajem. I ten kolor! Ten zapach! Ta konsystencja! Jak to zrobiłeś? Co dodałeś? Jak nazwałeś?

To, to mój autorski przepis. Podobnie gotowała moja babcia – nieślubna córka księcia D.

Na jej cześć nazwałem to danie „Nieślubne dziecko”. Połączyłem smak buraków, malin i granatów. Cieszę się że wam smakowało, panowie – powiedział skromnie.

Mistrzu, smakowało? Co znaczy smakowało? Jesteśmy oczarowani!

My, to znaczy „Najważniejsza Komisja Odkrywców Nowych Smaków” przyznajemy ci tytuł „Kucharza Roku”, zaś „Nieślubne Dziecko” będzie serwowane na najważniejszych przyjęciach w całej Unii, a Willa Decjusza wygrywa główną nagrodę „Za całokształt” w wysokości miliona euro.

Co powiedziawszy, wsiedli do samochodów i odjechali.

Mężczyzna pośpiesznie pobiegł do sypialni. Na łóżku, w rozgrzebanej pościeli leżała Biała Dama. Delikatnie wziął ja w ramiona, tulił do piersi i całował jej zimne krągłości. Potem odstawił na półkę.

Wykonana z hartowanego szkła, poobijana, zmasakrowana butelka zachybotała się niebezpiecznie. Promień słońca zatańczył w złocistym płynie uwięzionym w środku. Na poobdzieranej etykiecie ledwie można było odczytać zacierające się litery: Koniak – Biała Dama. Pancerne wydanie limitowane.

No widzisz maleńka – kucharz przemawiał do niej jak do kochanki – to już trzy lata jak patrzę tak na ciebie i choć czasami dobrze dajesz mi popalić, jeszcze cię nie odkręciłem, nie wypiłem. A Bóg mi świadkiem, że wielokrotnie targały mną żądze mordu i pragnienia. Trzy lata abstynencji. Trzy lata z tobą w jednym pokoju. To jak wyrok. Jak dożywocie. Ale wytrzymałem i nie jesteś mi już potrzebna. Teraz mam swoje „Nieślubne dziecko” i na nim się będę wyżywał.

Zerwał się z łóżka. Chwycił butelkę za szyjkę, ucałował po raz ostatni i wyrzucił przez okno.

Ratunku! Zabił mnie! Morderca! – rozległ się przeraźliwy krzyki spod okna – ale to już temat na zupełnie inną historia.