Wspomnienia z dzieciństwa

Barbara Cieniawa

Noc. Poczekalnia na jakimś dworcu kolejowym. Odrapane ściany, półmrok. Tłum ludzi - uciekinierów, w różnych pozach śpią na ławkach, niektórzy na podłodze. Zbudziłam się i zobaczyłam, że moi rodzice śpią. Zaintrygował mnie lśniący kapelusz siedzącego parę kroków ode mnie mężczyzny, z jeszcze ciekawszą zabawką, którą przytrzymywał kolanami. Nie spał. Podeszłam do niego i zaczęłam dotykać tę zabawkę. Była duża, zimna w dotyku i niezbyt przyjemna. Chciałam ją obejrzeć bliżej, bo takiej zabawki jeszcze nie widziałam. Zaczęłam ciągnąć w swoja stronę. Nie udało się. Pan wyraźnie nie miał ochoty pozwolić mi na zabawę z nią. Za chwilę wyciągnął z kieszeni czekoladę i zaczął jeść. Tego było już dla mnie za, wiele, bo nie miał ochoty poczęstować mnie, a ja byłam głodna. Sięgnęłam, więc po czekoladę i udało mi się oderwać spory kawałek, który natychmiast wsadziłam do buzi, aby mi przypadkiem nie odebrał. Zaczął coś mówić do mnie, protestować na moje bezczelne zachowanie, ale nic nie rozumiałam. W pewnej chwili podniósł głos, coś krzyknął i to zbudziło mojego ojca. Jak zobaczył te scenę, to mało trupem nie padł? Na szczęście znał dobrze język niemiecki. Okazało się, że mój nieznajomy pan, to żołnierz niemiecki. Błyszczący kapelusz to hełm, a zabawka to karabin, który przytrzymywał kolanami, a moje słabe ręce dziecka nie dały rady go poruszyć. Z tego wszystkiego tylko czekolada okazała się prawdziwa, smaczna i pożywna, więc na krótko zapomniałam o głodzie.

Ta scena utkwiła mi w pamięci, bo dostałam od ojca pierwszą w życiu awanturę i upomnienie, że nie wolno mi zaczepiać obcych, zwłaszcza niemieckich żołnierzy. Na szczęście dla mnie był to żołnierz Wehrmachtu, a nie SS, bo mogło to się skończyć dla mnie tragicznie.

Jednak miałam żal do ojca. O taki mały kawałek czekolady dostałam taką burę!

Mariola Wójtowicz

Nie chodzę do przedszkola, nie ma takiej potrzeby - mama pracuje w domu. Starsza o trzy lata siostra zaczyna właśnie chodzić do szkoły. Uroczyste otwarcie roku szkolnego odbywa się corocznie w kinie Polonia. Pierwszoklasiści przychodzą na uroczystości z mamami. I z młodszymi siostrami, z którymi nie ma co zrobić.

Wielka sala, przyćmione światło, mrok. Mnóstwo ludzi, właściwie dzieci. Gwar.

Jacyś ludzie wychodzą na scenę – tam jest jaśniej. Gwar milknie. Ci ludzie na estradzie coś mówią. Później ktoś śpiewa, ktoś tańczy, wszyscy klaszczą.

Mama pokazuje nam panią, która będzie wychowawczynią siostry. Młoda, ładna… Prawie tak samo jak mama.

Ja też chcę mieć taką panią. Też chcę do szkoły. Co za niesprawiedliwość! To co, że jestem młodsza, to co, że kiedyś też pójdę do szkoły. Ja chcę teraz!

Po uroczystościach przechodzimy do budynku szkoły. Mama prowadzi siostrę do jej klasy, do której od jutra będzie przychodziła już sama. Podekscytowane wracamy do domu.

 

Pogodny ładny dzień. Siostra w szkole, mama idzie do sklepu. Oczywiście ze mną. Jak dobrze, że przechodzimy koło szkoły!

– Mariola, poczekaj, dokąd biegniesz?!

Też pytanie, przecież przechodzimy koło szkoły!

Mama coś krzyczy za mną o jakiejś przerwie. Jaka przerwa?!

Zadowolona wpadam do klasy siostry i siadam w ostatniej ławce. Udało się, jestem w szkole!

Wychowawczyni mojej siostry okazuje się być wyrozumiałą kobietą.

 

Trzy lata później sytuacja się powtarza. Początkowi mojej edukacji również towarzyszą uroczystości w kinie Polonia. I znów dużo ludzi, mrok, gwar. Tyle, że kiedy mama pokazuje mi moją wychowawczynię, do szkoły już iść nie chcę. Moja pani jest niska, stara i brzydka. Jak te czarownice z bajek…

Tak, jako dziecko widzę około czterdziestoletnią kobietę, która otrzymała wychowawstwo w mojej klasie.

Anna Kołodziejczyk

Pierwszy obraz

Skacze tenisowa piłka od podłogi do sufitu: klap, klap, klap. Przez otwarte drzwi wpada do pokoju, gdzie nie wolno nikomu wchodzić. Patrzę, na progu kołyszą się wysokie buty z cholewami, pas, czarne wąsy i czerwona gwiazda. Piłka znika w owłosionej łapie. Na zawsze.

 

Drugi obraz

Lola nie mieści się w wiklinowym wózeczku, nie chce spać, zamyka i otwiera oczka, wożę ją coraz szybciej po mieszkaniu. Wyprowadzam ją na spacer, z trudem przepycham wózek przez drzwi, koła zahaczają o próg a Lola wypada. Jej główka roztrzaskuje się, oczka wylatują. Zbieram kawałki różowej porcelanowej buzi oblewając łzami krótki żywot mojej lalki.

Michał Znamirowski

Mama, ciepło, zmęczony Ojciec po nocnej zmianie w piekarni budujący własny dom.

Babcia, Dziadek – kluski prażone Babci, ziemniaki w glinianym garnku na ognisku Dziadka, zapach wędzonych śliwek.

Las, szałas.

Łąka – kaczyńce, młode brzózki, jaszczurki zwinki wylegujące się na słońcu, żaby zielone i traszki w stawie a nad nimi latające stada czajek, a w końcu lata „bocianie wesela”.

Zima, sanki, gra w hokeja z krążkiem z pudełka pasty do butów, kij - olszynowa gałąź o kształcie przypominającym prawdziwy kij hokejowy w sposób odległy.

Łuk z leszczyny i koguty bez ogonów – z piór powstawały indiańskie pióropusze.

Zapach wędzonej kiełbasy wokół domu.

Elementarz Falskiego i „ja w tym elementarzu” – ziemniaczysko, ognisko z kartoflami i pastuszkowie krów…

Dodaj komentarz

Plain text

  • Znaczniki HTML niedozwolone.
  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.
5 + 4 =
W celu utrudnienia rozsyłania spamu przez automaty, proszę rozwiązać proste zadanie matematyczne. Dla przykładu: 2+1 daje 3.