Wydaje mi się, że...

Maria Kolowca

Wydaje mi się, że mieszkam w najpiękniejszym miejscu na ziemi. To duży ogród. Pośrodku króluje soczyście zielony trawnik. Okolony jest rozmaitymi krzewami. Kwitną w różnych porach roku.Za nimi następny rząd to drzewa: brzozy, sosny, derenie. Nie wszystkie potrafię nazwać. Jedne są duże, inne niższe. Pomiędzy krzewami moja Ogrodniczka posadziła grupy kwiatów. W moim ogrodzie cały rok coś się dzieje: rośliny kwitną, przekwitają, potem wydają owoce i nasiona. Niektóre zamierają na zimę aby znów obudzić się wczesną wiosną – to zupełnie tak jak ja.

Rosnę sobie w  grupce kwiatów. Ogrodniczka przyłożyła się, aby zapewnić mi jak najlepsze warunki. Pode mną jest warstwa gruzu, po to żebym czasem nie zgniła, aby nadmiar wody mógł swobodnie odpływać. Słyszałam też, że w niektórych ogrodach kwiaty są ścinane na wiązanki. Dla mnie to niepojęte. Jak ludzie mogą podziwiać martwe istoty? Wiem, że kiedy ogrodnik idzie z nożem lub sekatorem w ręce całe moje koleżeństwo drży ze strachu. Nieraz rzeczywiście trzeba przyciąć jakieś gałązki lub przekwitnięte pędy, ale żeby wycinać kwiaty w pełni rozkwitu? Całe szczęście, że u nas to się nie zdarza, a ja nie narzekam na brak troski, wręcz przeciwnie.

Trudno mi sobie wyobrazić piękniejsze miejsce. Muszę dodać, że rosnę nad niewielkim oczkiem wodnym. Rozkoszuję się ogrodowymi zapachami, podziwiam motyle, trzmiele, pszczoły, ważki, złote rybki w stawiku. W koronach drzew śpiewają ptaki... Najbardziej lubię wczesne ranki, gdy nikogo nie ma w ogrodzie, słońce dopiero wstaje, a ja dosłownie kąpię się w rosie. Uwielbiam też lekki deszczyk. Wtedy  wszystko jest przymglone i niezwykle romantyczne.

Ogrodniczka co jakiś czas podlewa mnie konewką. Wyczuwam że to nie sama woda, tam musi być coś jeszcze. To jest bardzo smaczne. Aby utrzymać jako taki porządek w ogrodzie Ogrodniczka musi się sporo napracować. Trzeba przycinać, nawozić, podlewać, pomiędzy kwiatami spulchniać glebę i wyrywać chwasty. Zawsze jednak znajdzie czas, aby mnie odwiedzić. Często duża Ogrodniczka przyprowadza małą. Kucają koło mnie, głaszczą moje listki, podziwiają, mówią czule. Jak ja to lubię!

Dni mijają, ja rosnę. Zaczyna się lato i nastają upały. Widzę już o wiele więcej niż wtedy, gdy dopiero wychodziłam z ziemi. Pewnego dnia pąki na mojej łodydze pękają i rozkwitam. Kwiaty mam ogromne, białe ze złocistym środkiem i brązowymi pylnikami. Podobno oszałamiająco pachnę. I wtedy mamy wyjątkowego gościa. Przychodzi zaprzyjaźniony pan. Czuję, że to duży autorytet dla mojej Ogrodniczki. Staje koło mnie, a do niej mówi: z pani to czarodziejka, jak to możliwe, przecież ta lilia królewska jest dwa razy wyższa, niż powinna być.

Jestem szczęśliwa i moja Ogrodniczka też.

I wiem jedno: pielęgnacja to ważna sprawa, ale to miłość, którą dostałam sprawiła, że jestem taka piękna.

Mariola Wójtowicz

Wydaje mi się, że gdyby ta suknia była czerwona, byłaby bardziej twarzowa.

Wydaje mi się, że gdyby nie zabudować tego terenu, byłby tutaj piękny park.

Wydaje mi się, że te buty nie są zbyt wygodne.

Wydaje mi się, że tę historię już ktoś kiedyś napisał.

Wydaje mi się, że gdyby podał jej rękę, zaświeciłoby słońce.

Wydaje mi się, że mam jeszcze dużo czasu.

Wydaje mi się…

Jakże często „coś” nam się tylko wydaje!

Adam Zyzman

Wydaje mi się, że skarby przejęte przez kanclerza Krzysztofa Szydłowieckiego dzięki małżeństwu z Zofią Targowicką długo nie pozostały w jej rodzinnym Opatowie, będącym wianem panny młodej. Opatów bowiem nie dysponował wówczas nawet murami miejskimi mogącymi chronić miasto i znajdujący się w nim pałac. Toteż kanclerz postanowił przewieźć je do swej rodowej siedziby w Szydłowcu, gdzie zamek miał nie tylko charakter twierdzy, ale znajdował się dodatkowo na wyspie, co pozwalało na skuteczną obronę przed rabusiami. Poza tym miał w Szydłowcu najlepszego strażnika swego majątku, czyli brata Mikołaja, który mieszkał tam na co dzień.

Przewożąc skarby żony magnat postanowił przewieźć także te skarby, które odkrył w podziemiach opatowskiej kolegiaty pw. Św. Marcina, a które złożone zostały tam znacznie wcześniej przez templariuszy sprowadzonych do Opatowa przez Henryka Sandomierskiego, po jego powrocie z Ziemi Świętej.

O tym, że skarby z podziemi kolegiaty znikły właśnie w tym czasie, gdy Krzysztof pojął za żonę piękną i młodą „panią na Opatowie”, świadczy fakt, że mniej więcej w tym samym czasie kanonik kolegiaty, niejaki Rafał z Brzezia herbu Leliwa utrącił głowy dwom kamiennym posągom stojącym przed świątynią w strojach templariuszy, które według legendy miały być strażnikami skarbu templariuszy. Plotka o tym zdarzeniu zapisana jest na marginesie rocznika Rady Miejskiej w Opatowie i mówi ona, że ponieważ nie było możliwości przeniesienia za skarbem całych posągów, wyekspediowano z nim same głowy „strażników”...

A więc szukając skarbu należałoby szukać przede wszystkim dwóch kamiennych brodatych głów. Skarbu, którego prawdopodobnie jeden z elementów, zdobiony motywami egipskimi pozłacany kielich, stoi przede mną!

Dodaj komentarz

Plain text

  • Znaczniki HTML niedozwolone.
  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.
1 + 16 =
W celu utrudnienia rozsyłania spamu przez automaty, proszę rozwiązać proste zadanie matematyczne. Dla przykładu: 2+1 daje 3.