Co mnie ostatnio oburzyło? – felieton

Przeglądając pewnego dnia internet, natknęłam się na reklamę wystawy „The Human body exhibition” i komentarz: Ta wystawa zmieni wasze życie. I zmieniła. Sztuka do XIX w. była układna, poddana smakowi ogółu, konwencjonalna. Obecnie zaszły tak duże zmiany, że sięgnęły samego pojęcia. Sztuka współczesna, chcąc być programowo opozycyjna, przeszła okres awangardy, po czym zaczyna zmierzać w stronę zaprzeczania swojej definicji. Dziełem sztuki staje się wszystko, co potrafi skupić uwagę. W miejscach przewidzianych do kontemplacji sztuki serwuje się odbiorcy odrażające, wynaturzone widowisko.

Czy może być wytłumaczenie dla takiej komercji i chęci zaistnienia? Śmierć człowieka jest najbardziej intymnym przeżyciem. Ludzie, którzy kiedyś żyli, kochali, mieli pragnienia, marzenia stali się wypreparowanymi eksponatami wystawionymi na widok publiczny. Odmówiono im prawa do ludzkiego pochówku, zbrukano świętość. Preparowanie ludzkich zwłok przypomina zachowania plemion pierwotnych. U nich jest to uzasadnione; czynią to w celach rytualnych, na swoim poziomie świadomości. W społeczeństwach cywilizowanych nie ma usprawiedliwienia dla takich poczynań. Jedni myśliciele upatrują końca sztuki w myśl zasady Stanisława Ignacego Witkiewicza, że w świecie jest ograniczona ilość podniet i kombinacji. Inni twierdzą, że potrzeba eksperymentowania nie wyczerpie się nigdy i nigdy nie nastąpi koniec sztuki. Sztuka zaczęła niestety zmierzać w kierunku odhumanizowania, ekstremalizacji. Ta wystawa przekroczyła wszelkie dopuszczalne reguły. Jakże łatwo przejść przez cienką linię dzielącą człowieczeństwo od jego braku!