Taksówkarz cieszy się w operze

Andrzej Lelito

Dostał zlecenie ze swojej korporacji. Miał zawieźć z opery na lotnisko wybitnego solistę, cudzoziemca. Sprawa wymagała idealnego zgrania czasowego. Przedstawienie miało się zakończyć o 22:00 a odlot był planowany na 23:00.

Podjechał po gmach opery, zaparkował przy wyjściu. Zostało jeszcze trochę czasu. Wysiadł z samochodu, zapalił. Przeczytał afisze wiszące w gablotach, obejrzał zdjęcia ze spektakli. W końcu go to znudziło. Zmarzł trochę i dlatego wszedł do foyer. Dochodziły tu dźwięki wspaniałej operowej muzyki.

Nigdy wcześniej nie był w operze. Nie te klimaty. Koncerty rockowe, czasem jakiś kabaret to owszem tak, ale żeby opera? Niee...

Podszedł portier - bileter.

- A... pan? - zapytał nieufnie.

- Mam odebrać gościa i zawieźć na lotnisko. Jakiś muzyk czy coś... zimno dziś - dodał po chwili.

Portier spojrzał z odcieniem sympatii.

- Tutaj jedna loża jest wolna. Może pan tam zaczekać... ogrzać się.

Wszedł do loży, usiadł na brzegu fotela. Spojrzał na salę. A tam... inny świat.

Wyściełane na czerwono fotele, złocenia, żyrandole. Ale przede wszystkim muzyka. "Poławiacze pereł". Solista akurat śpiewał arię Nadira.

Przymknął oczy, zasłuchał się. Coraz bardziej mu się tu podobało. Cieszył się, że tu przyszedł. Muzyka łagodnie go rozleniwiała. Przysnął.

Obudziła go cisza. Na widowni nie było już nikogo. Do loży wszedł portier.

- Panie... to już koniec... trzeba wyjść. A w ogóle to tu awantura była, bo ten solista to ledwo, ledwo na samolot zdążył. Pierwszy skrzypek go swoim samochodem musiał odwozić.

Oprzytomniał. Sprawdził SMS-y. Był tylko jeden. Krótki, z korporacji o treści: „Czuj się zwolniony". 

Anna Okrzesik

 No i Jadzia kupiła w końcu te bilety. A prosiłem, nie rób tego, to nie dla nas, a już na pewno nie dla mnie – prostego taksówkarza. Jadzia jednak, jak pamiętam, od początku naszego małżeństwa mówiła, że marzy o pójściu do opery. Nie, żeby miała taką potrzebę, ale wszystkie koleżanki już były i ona też by chciała. Przecież ona nic z tego nie zrozumie. Dobrze, że chociaż śpiewają po polsku. Tyle, że tytuł ciekawy – „Straszny Dwór”. Horrory lubię, nie powiem. Ale Jadźka okropnie się boi. Jak dają jakiś w telewizji i dzieje się coś strasznego, to ona zawsze do kuchni wychodzi. Ale teraz się zaparła. Chodźmy i chodźmy. Kulturalni ludzie chodzą do opery. No nie wiem, to podobno jakaś współczesna przeróbka. Mocno straszą widownię; jakieś huki i wycia, że zawału można dostać. Kolega był i mówił. Na złość jej chyba pójdę. A niech się boi, jak taka głupia. Ja będę tylko ręce zacierał z radości. Heca, taksówkarz cieszy się w operze!

Krystyna Wolska

Kończył już sprawdzanie samochodu przed odjazdem z postoju chcąc udać się na spoczynek po ciężkim dniu, gdy z wieczornej mgły wyłoniła się postać starszej pani energicznie wymachującej laseczką w jego kierunku. Gdy z trudem zbliżyła się do samochodu wyszeptała ”proszę do opery”. Współczuł jej, bo wyglądała na bardzo zmęczoną, może nawet bardziej od niego. Oddychała z trudem po wysiłku, jakim było dotarcie do ostatniej już taksówki na tym postoju.

Gdy samochód w końcu się zatrzymał przed budynkiem, na którym widniał szyld Hotel Opera, taksówkarz ucieszony, że to już koniec jego męki, rzekł: Jesteśmy w operze!

Anna Marek

„Naprawdę trudno zrozumieć Amerykanów” – pomyślał paryski taksówkarz. Wygląda na to, że wszyscy oglądali „Ducha w operze” i teraz chcą ją oglądać. Zachowują się tak, jakby nie wiedzieli, że ten film pewnie był kręcony w atelier, no może nie te wspaniałe maszkarony. Ta myśl podyktowana zniecierpliwieniem, była pierwsza, ale następna była inna. Dlaczego on, mieszkający całe życie w Paryżu nie był nigdy w Operze? Przyjeżdżał przed spektaklem i po nim widział jak z wspaniałych limuzyn wysiadały cudowne panie i panowie we frakach. Trzaskały drzwiczki, światła rzęsiście oświetlały gmach, a jemu pozostawało nudne czekanie, czytanie gazety i kawa z termosu. Czy taksówkarz nie może cieszyć się w operze? Sam sobie odpowiedział: „Ależ tak, musi się tam tylko wybrać”, Najlepiej kiedy będą wystawiali coś prawdziwego – to mógłby być „Otello” – taka historia może się w życiu zdarzyć.

Maria Czaplińska

Taksówkarz dzisiaj to nie zawód. Dzisiaj, w dobie bezrobocia, nawet czterdziestolatek może być bez pracy, a żyć trzeba. Często jeżdżę taksówkami i na różnych trasach napotykam i rozmawiam z ciekawymi kierowcami. Dzisiaj rano, na przykład, wiózł mnie z Bronowic człowiek, który wakacje spędza nad jeziorem Garda i opowiadał o ludziach i zwyczajach ze znawstwem i swadą. Nie pytałam go, jaki wykonywał zawód, bo nie o to chodzi. Pomyślałam, że każdy w sobie nosi tajemnicę swego życia. Być może taksówkarze, ale przecież na pewno chodzą do opery czasami i nie tylko tam. To zależy od ich wyboru i ochoty na spędzenie wolnego czasu tak, czy inaczej. Tak zwana „wysoka kultura” nie jest tylko udziałem ludzi z pewnej sfery. I choć uczestnictwo w niej kosztuje, nie jest to najważniejsze przy wyborze rozrywki. Być może cieszący się operą taksówkarz częściej tam bywa, niż niestety student lub emeryt.

Dodaj komentarz

Plain text

  • Znaczniki HTML niedozwolone.
  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.
4 + 1 =
W celu utrudnienia rozsyłania spamu przez automaty, proszę rozwiązać proste zadanie matematyczne. Dla przykładu: 2+1 daje 3.