Tokarz pije wódkę w sejmie

Urszula Jaksik

- Piłeś! Znowu upiłeś się jak świnia – piekliła się.

- Piłem – potwierdził spokojnie. – Tak trzeba, kobieto. Kiedy to wreszcie zrozumiesz?

- Nie zrozumiem, bo się boję. Im więcej pijesz, tym bardziej się boję. Takie życie w strachu to koszmar!

- A widzisz, to odwrotnie niż ja. Jak piję to niczego się nie boję.

- To wiem. Im więcej wypijesz, tym odważniejszy i mądrzejszy się robisz. Nie ma rzeczy, której byś nie załatwił...

- No to sama rozumiesz, że muszę pić – przerwał jej zniecierpliwiony.

- Nie gadaj głupstw. Mocny to jesteś w gębie. A jak wytrzeźwiejesz to nawet nie pamiętasz, co komu naobiecywałeś.

- Tak trzeba kobieto. Na tym właśnie polega polityka. Na obiecywaniu i zapominaniu. Zwalił się z ulgą na kanapę.

- Do reszty zgłupiałeś?

- No, no. Nie zapominaj się. Wiesz do kogo mówisz? Posłem jestem. Rządzę całym krajem! – usiłował bezskutecznie prawą stopą zdjąć buta z lewej.

- To ty nie zapominaj, że w tym domu rządzę ja!

- Wiem, wiem. Jak umowa to umowa.

- No dobrze. A jak ci tam dzisiaj poszło? – schyliła się, pomogła mu oswobodzić stopy z butów i ułożyć się na kanapie.

- Perełko, nie za bardzo. Czuję, że coś się szykuje. Mówię ci, kurwa, coś śmierdzi. Cholernie cuchnie!

- Nie wyrażaj się, w domu jesteś. To z kim dzisiaj piłeś?

- To nie o dzisiaj chodzi, to już trwa od jakiegoś czasu. Ludzie się jacyś dziwni zrobili. Wiesz, że nikomu nie ufam i na wszelki wypadek piję z każdym kto namawia i chce stawiać.

- Tak wiem, twoja polityka to nie wychylać się.

- Dosyć się nawychylałem z szeregu, nadstawiałem głowy za innych. Ty myślisz, że jak dostałem się do Warszawy, do Sejmu? Ale teraz trzeba zmienić politykę. Teraz trzeba się okopać i utrzymać na pozycji. To jest wojna na śmierć i życie, Perełko. Wiesz ilu jest chętnych na mój poselski stołek?

- Wiem, miliony.

- No to wreszcie zrozumiałaś. Trafiony zatopiony. Kimnę się godzinkę, a później pójdziemy na kolację. Przygotuj się.

                                                                  *

 

Wykąpana, siedziała w fotelu, kończyła malowanie paznokci, gdy usłyszała głos spikera: ... poseł Andrzej Tokarz w stanie bardzo ciężkim przewieziony został do szpitala...

Na ekranie mignęło czarne volvo doszczętnie zmiażdżone. Spojrzała w stronę kanapy. Poseł Andrzej Tokarz spokojnie pochrapywał przez sen. Lewa ręka szeroko rozłożona dotykała podłogi. Zadzwonił jego telefon. Na wyświetlaczu przeczytała ”żona”. Zerwała się przewracając buteleczkę z czerwonym lakierem. Nie zastanawiała się nawet sekundy. Pobiegła do przedpokoju, wyciągnęła największą z walizek i zaczęła się w panice pakować. Dokumenty, karty kredytowe, biżuterię, włoskie buty, futro, najdroższe wizytowe sukienki. Już raz to przeżywała. Została wtedy z niczym. Zjawiły się służby specjalne i położyły łapy na wszystkim. Tym razem będzie sprytniejsza. Zamówiła taksówkę. Do drugiej walizki spakowała laptop, dyktafon, całą kolekcję pen drajwów, aparat fotograficzny i kamerę. Musi się zabezpieczyć, nie wiadomo, co się przyda. W wolne miejsca upychała luksusową bieliznę. I wtedy w drzwiach przedpokoju stanął Andrzej.

- Co się tu do cholery dzieje?

- To ty mi powiedz, dlaczego leżysz w szpitalu i walczysz o życie? Co to wszystko znaczy?

- Nie wiem kurwa, ale to się musi wyjaśnić, bo to jakaś pomyłka. Przecież jestem tutaj, cały i zdrowy.

- O nie kochany, to ci się tylko tak wydaje. Ty oficjalnie może już nie żyjesz. Szybko coś wymyśl, bo chyba chcą cię usunąć. Już zacierają ślady. Dzwoniła też twoja żona. Dla mnie tu już nie ma miejsca. Chyba sam rozumiesz?

- No coś ty, Perełko. Chcesz mnie teraz zostawić?! A nasza miłość?

- Uspokój się. Naszej miłości nic nie grozi. Jak wszystko się wyjaśni, uspokoi to przecież wrócę, kochany. A teraz pomóż mi znieść te walizki, bo taksówka już czeka.

Anna Marek

To był jego pomysł na protest, jedyny jaki przyszedł mu do głowy, tak jak Rejtanowi, który też był szaraczkiem. „Może nimi wstrząśnie” – pomyślał o rządzącej elicie i społeczeństwie – „będzie szokował, a nie wymagał prawdziwych ofiar jak samospalenie, może najwyżej spowoduje niestrawność lub kaca.” To było dla niego ważne. Nie zamierzał „składać życia w ofierze”. Zastanawiał się, gdzie przeprowadzić tak spektakularną akcję. Odpowiedź nasunęła się sama: oczywiście w sejmie, mateczniku państwowości w izbie sejmowej. Może wcześniej powinien rozwinąć tam transparent „Protestujący tokarz pije wódkę w sejmie”. Wydarzenie na pewno zostanie nagłośnione przez sprawozdawców i komentatorów. Niech wszyscy zobaczą tokarza a nie posłów, ministrów, marszałków. Miał już dość wypowiadanych w tej izbie bzdur i komunałów, nadymania się i puszenia. Chciał przywrócić słowom ich znaczenie. Izba sejmowa – najważniejsza polska izba dla nas wszystkich, ale i najzwyklejsza dla wszystkich. Izba czyli miejsce, w którym się żyje, je i pije, a cóż innego jest naszym narodowym obyczajem, jak nie picie wódki. Pokażmy więc jak żyje naród „Zwykły tokarz pije wódkę w sejmie”.

Jadwiga Goraj

Antoni przepracował lata w gdańskiej stoczni. Że tak będzie, wiedział od dziecka. Z okna mieszkania w jednym z tych starych bloków, wybudowanych jeszcze przed wojną dla pracowników stoczni Schichaua, przy ul. nazwanej po wojnie - Marynarki Polskiej, oglądał wielkie dźwigi, maszyny potężne jak smoki z bajek, robotników w kaskach, o których usłyszał, że budują wspaniałe statki. A lubił je oglądać na obrazkach i potem rysować. Zapytany jako pięciolatek, kim chce być mówił, sepleniąc „stocniowcem”.

Potem w szkole nie bardzo kwapił się do nauki takich, jak w domu mówiło się, książkowych mądrości, ale bez większych kłopotów skończył podstawówkę. Za to majstrując od małego z ojcem kierowcą przy samochodzie, miał wyraźną smykałkę do roboty w warsztacie. No to i poszedł do szkoły zawodowej, do akurat otwartej na potrzeby stoczni klasy w zawodzie ślusarz -tokarz.

A potem postarał się o pracę w stoczni. Był dumny i szczęśliwy, że spełniły się jego marzenia.  Starzy robotnicy, ku jego zdziwieniu, nie okazywali wielkiego zadowolenia z pracy. Narzekali na warunki, wspominali wydarzenia roku 70. Dla niego to była jakaś odległa epoka, a i zajęty swoim szczęściem, nie interesował się niczym więcej. Bo właśnie spotkał Jankę, teraz pielęgniarkę w przychodni przyzakładowej. Właściwie to znali się prawie od piaskownicy, chociaż Janka była o dwa lata młodsza. Nieźle mu ona dopiekła, kiedy poszedł do zawodówki i pochwalił się, że będzie tokarzem. Coś ją wtedy napadło i gdy go tylko zobaczyła, to śmiejąc się krzyczała: „Antek tokarz, lenia okaz” i uciekała, że nie sposób było ją dogonić. Kiedyś jednak ją złapał i zły już chciał dać jej nauczkę. Ale spojrzał w jej oczy i przestraszony puścił wolno. I nie mógł tych jej oczu już zapomnieć, a ona też więcej mu nie dokuczała. Przez kilka lat udawali, że się nie znają. Ale widocznie byli dla siebie przeznaczeni, bo kiedy spotkali się na weselu sąsiada, wspominając swoje sztubackie przygody, od razu poczuli, że ciągnie ich do siebie. A po kilku miesiącach       pobrali się i zamieszkali we Wrzeszczu, w wynajętym mieszkaniu. Na świat przyszły dzieci: syn i po dwóch latach córka. Trzeba było myśleć o swoim mieszkaniu, meblach. Chociaż ciężko pracowali, to ciągle brakowało do pierwszego. A przede wszystkim o wszystko trzeba było walczyć, o każdy sprzęt, pralkę, lodówkę, odkurzacz; godzinami wystawać w kolejkach po ser, kartkowe mięso, masło przynajmniej dla dzieci.

A w telewizji ciągłe pranie mózgu. Gdyby tak wskoczyć w ten świat z telewizora, mówili, to byłby istny raj.

Wiadomo, do czego to doprowadziło. Antoni wtedy zrozumiał starych stoczniowców i gdy wybuchł strajk, od razu do niego przystąpił. Na jednym zebraniu zwołanym przez dyrekcję, kiedy jakiś sekretarz partyjny, co gładko gadał i a to obiecywał, a to straszył, już nie wytrzymał, wstał i powiedział: takie gadki to od lat mamy w telewizorze. „Niech no Pan idzie z moją żoną do kolejki. Może dostanie Pan jakąś kiszkę na obiad. A do pracy to zrobi Panu kanapkę ze smalcem. Bo masła, to nawet dla dzieci nie ma. Niedługo to będziemy chleb smarować smarem do maszyn! Wy co to nazywacie się Polską Zjednoczoną Partią Robotniczą, robicie z nas roboli, niewolników!” Sala zarechotała i dała brawa Antoniemu.

I tak to się zaczęło. Kumple z działu wytypowali Antoniego do Międzyzakładowej Komisji Strajkowej. Chodził na konspiracyjne spotkania, szkolenia organizowane przez KOR, naprawił zepsuty powielacz i drukował ulotki, rozprowadzał je w swoim i innych wydziałach. W stanie wojennym odsiedział kilka miesięcy. Ale nie dał się złamać. Janka miała cały dom na głowie, ale też trzymała się dzielnie.

A po okrągłym stole koledzy ze stoczni zdecydowali, że Antoni ma startować w wyborach do Sejmu. Bo jak gromko wołali – „tokarz Antoni złodziei pogoni”.

No i jest Antoni w Sejmie. Ale to nie takie proste. Za dużo z tego, co tam się dzieje, to on nie rozumie. Raz zabrał głos, tyle że nie bardzo umiał się wysłowić i widział, jak niektórzy z tych wygadanych uśmiechają się drwiąco. Zasypali go pytaniami o paragrafy, ustawy. A on plącząc się, coś tam próbował odpowiedzieć. Przewodniczący klubu potem go nawet upomniał i nakazał, żeby bez uzgodnienia z klubem nie zabierał głosu. No to przychodzi do sejmu, siedzi na swoim miejscu w ławce, głosuje, jak wszyscy z jego klubu parlamentarnego.

A swoich kumpli unika, bo i co im powie, kiedy stoczni grozi likwidacja?! Z Janką już szczerze mówił, co dalej. Jakoś przetrwa do końca tej kadencji, a później spróbuje założyć swój warsztat samochodowy. Syn rozpoczął właśnie naukę w technikum samochodowym i razem dadzą sobie radę.

A tymczasem w przerwie posiedzeń w sejmowej kawiarni często zamawia setkę. A wódkę to tu mają niezłą.

I myśli sobie, co to się porobiło: „ja tokarz piję wódkę w Sejmie”.

Maria Czaplińska

Józek nie wiedział, jak się potoczy jego życie, ale słuchał ojca i wyuczył się na tokarza jak i jego rodzic. Lubił, kiedy razem fryzowali i to, jak z bezkształtnego materiału formował cuda o obłych kształtach, które później tworzyły piękne fryzy okalające komnaty, bądź elementy schodów, czasem monumentalnych pałacowych, czasem domów budowanych przez bogatych ludzi, którzy nie zawsze mieli dobry gust.

Józek był średnio pracowity, potrafił zarobić duże pieniądze, ale szybko je wydawał. Tak szybko jakby parzyły mu ręce, gdy je trzymał. Wolał nie mieć przy sobie gotówki, nie umiał korzystać ani z banków, ani z nowoczesnych środków płatniczych. Z natury był człowiekiem wysoce prymitywnym, jeśli tak można powiedzieć o rzemieślniku z polotem artysty. Wyższe uczucia zabiła w nim wódka, którą zaczął pić nałogowo we wczesnej młodości i nie był w stanie przestać. W każdą sobotę regularnie nadużywał alkoholu, a potem szedł w miasto, w poszukiwaniu tanich, nie zawsze bezpiecznych rozrywek i łatwych kobiet.

Pewnego dnia spotkał kolegę po fachu, który powiedział:

- Józek, może chcesz się załapać do roboty w sejmie – pracujemy na akord i jest sporo szmalu, ale i przyjemności.

- Jakie przyjemności, w Sejmie?? – Warknął Józek. – Ja mam inne przyjemności, jak idę w miasto.

- Przyjdź jutro, pogadam z majstrem to może cię przyjmie. Przyjdziesz?

- Dobrze.

Na następny dzień Józek znalazł się w gmachu sejmowym i został skierowany do remontowanej właśnie salki, w której siedział majster i posilał się łapczywie, pił głośno siorbając jakiś płyn ze stojącego termosu.

- To ty jesteś ten Józek, którego mi polecił Staszek? Możesz rozpocząć robotę, weź frezarkę i wytocz na próbę rozetę według tego rysunku. Podał mu karton i palcem wskazał na maszynę.

Józek aż podskoczył w duchu z radości, bo nie takie rzeczy robił przy budowie Zamku Królewskiego i zaczął toczyć.

Dzień minął jak jedna chwila, trochę przerwy na śniadanie – obiad mógłby być w restauracji sejmowej, ale jakże tam włazić w kombinezonie. Lepiej gdzieś tu zaszyć się cichutko i spokojnie coś zjeść, zapijając „herbatką z prądem”. Chodził po schodach, zaglądał do różnych sal, wszystko było bardzo interesujące.

Nagle jak spod ziemi wyrósł przed nim Staszek.

- Chodź bracie ze mną, pokażę ci salę sejmową, gdzie siedzą nasi posłowie.

- Fajno. Prowadź Stachu – Józek z ciekawością pędził po dwa stopnie za kolegą.

Znaleźli się w górnych lożach dla gości, miękkie fotele zachęcały do wypoczynku. Staszek wyjął piersióweczkę i nalał do zakrętki coś, co miało złocisty kolor i pachniało znajomo.

- Co to? Przypalanka?

- Domowej roboty. Przyładujemy, aby uczcić twoją nową robotę.

- A jak majster pozna, że coś piłem?

- E tam, tyle to jak nic.

Wypili raz, drugi, trzeci, aż ukazało się dno. Wyszli szybko z loży, wrócili do roboty, ale Józek pracował niemrawo, nie wychodziło mu z tą rozetą, bez ustanku myślał o tym, że pił wódkę w sejmie, jakże to, w sejmie? A może nie on jeden tak czynił? Może posłowie, ci, co uchwalają niektóre złe, wręcz głupie ustawy niejednokrotnie robią to w stanie „nieważkości”? Nie wszyscy, nie wszyscy, ale niektórzy być może. Trudno jest żyć bez znieczulenia – wszystko przeraża, przerasta, boli. Trzeba umieć nadążyć za swoim życiem. Józek, choć prawie artysta, miał słabą wolę i korzystał, kiedy tylko mógł z wódeczki, nawet w sejmie.

Krystyna Wolska

Remont budynku sejmowego dobiegał końca, gdy okazało się, że mechaniczny system przeciwwłamaniowy nie działa jak należy. Po dokładnym sprawdzeniu wszystkich jego elementów ustalono, że przyczyną tego stanu jest właśnie jeden z nich, który nie porusza się płynnie i powoduje blokadę systemu. Należało więc wymienić go jak najprędzej, bo za dwa dni miały się rozpocząć obrady sejmowe. Poszukiwania tegoż elementu w hurtowniach zakończyły się fiaskiem ponieważ system zastosowany w sejmie należał do przestarzałych i od dawna go już nie sprowadzano. Pozostało więc znaleźć tokarza, który byłby w stanie wytoczyć potrzebną część systemu. Ktoś z ekipy remontowej wspomniał, że wśród posłów, którzy już wrócili z wakacji sejmowych jest tokarz i mieszka w pokoju 313. Kierownik robót pobiegł natychmiast do hotelu sejmowego, odszukał pokój 313, otworzył drzwi a jego oczom ukazał się widok, który nie napawał optymizmem, albowiem tokarz wraz z kolegami posłami pił wódkę.

Dodaj komentarz

Plain text

  • Znaczniki HTML niedozwolone.
  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.
4 + 2 =
W celu utrudnienia rozsyłania spamu przez automaty, proszę rozwiązać proste zadanie matematyczne. Dla przykładu: 2+1 daje 3.