Ulubione buty

Jest rok 1986. Lipiec. Ląduję w USA. Upał +40*C, wilgotność powietrza 94%!

Piękne Madison tonie w kwiatach i soczystej zieleni.

Campus, ulice, biblioteki pełne są ludzi w szortach, T-shirtach i klapkach.

Ja elegancka, w białym lnianym kostiumie i letnich czółenkach pocę się i prawie gotuję. Po dwóch dniach upodabniam się do otoczenia i paraduję w szortach, podkoszulku i sandałach - kierpcach, które nie bardzo przypadły do gustu mojej siostrze.

Leniuchujemy nad jeziorem  na pomoście przez wiele godzin.

Gdy dobrze po północy pakujemy się do domu naszą uwagę przykuwają dziwne odgłosy. Wszyscy skonsternowani rozglądają się uważnie. Prawie uciekamy z pomostu, ale skrzypienie wciąż słychać! Rozpakowujemy bagaże, szukając jakiegoś potwora lub niebezpiecznego zwierzaka. Wreszcie opadamy z sił. Idziemy do samochodu, a skrzypienie waz z nami.

-Zgadnijcie co to było?

-To były odgłosy moich nasiąkniętych wilgocią sandałów ! Żartom na temat "gadających butów" z Polski nie było końca.