Tego letniego dnia nie miałam żadnych towarzyskich planów. Tylko jakieś małe zakupy spożywcze, a wieczorem zakup małego mebelka, który wypatrzyłam sobie na stronach internetowych sieci sklepów Jysk. Miała to być niewielka szafka z trzema szufladami w kolorze białym. Była niedroga, w sam raz taka jaką potrzebowałam, bardzo chciałam ją kupić. Jednak w moim ulubionym Jysku na Zakopiańskiej nie było białych, więc tylko zamówiłam i zapłaciłam zaliczkę. Potem poszłam coś zjeść do baru przy Carrefourze. Kiedy opuściłam już obiekty handlowe, rozejrzałam się wokoło i zobaczyłam, że budowana niedawno kładka nad torami kolejowymi wiodąca do nowego obiektu sakralnego górującego nad całą okolicą jest już ukończona i można po niej przejść. Pomyślałam, że będzie to fajny spacer i ładny widok z góry na mój rodzinny Borek Fałęcki. Do domu mi się nie śpieszyło; nikt tam na mnie nie czeka.
Kiedy już pokonałam całe schody nowiutkiej kładki i wchodziłam na górną platformę pod sanktuarium, pojawił się nagle jakiś człowiek. Zdziwiłam się, bo wokół było całkiem pusto. Był to młody chłopak z plecakiem i książką w ręce.
Podszedł i poprosił mnie o pieniądze na jedzenie, powiedział że jest głodny. Byłam zaskoczona, bo nie wyglądał, ani na żebraka, ani na biedaka. Jednak nie odmówiłam, tylko zaczęłam go wypytywać; dlaczego nie ma pieniędzy i dlaczego prosi obcą osobę. Odpowiedział, że prosił wcześniej o wsparcie kilka osób pod kościołem, ale bez skutku. Oświadczył, że jest studentem Uniwersytetu Ekonomicznego, wynajmuje pokój w Płaszowie i spędza wakacje w Krakowie, bo nie ma pieniędzy, aby gdzieś wyjechać. Wywiązała się dłuższa rozmowa. Staliśmy przy barierce nad torami; patrzyliśmy na piękny zachód słońca nad Borkiem Fałęckim i rozmawialiśmy. Ja zadawałam pytania, a chłopiec grzecznie i pokornie odpowiadał. Trochę się przy tym denerwował; czoło miał zroszone potem. W pewnym momencie odczułam, że zadaję za dużo pytań, na które on wcale nie musi odpowiadać. Taka inwigilacja jest nie fair, skoro nie mam zamiaru dać mu pieniędzy. Skierowałam więc rozmowę na bardziej ogólne tematy i zaczęłam wolno schodzić po schodach. Chłopak szedł koło mnie i też mnie o coś pytał, ale nieśmiało, nie inwigilująco.
Na dole zaproponowałam, żeby wszedł ze mną do baru, a ja zapłacę za jego posiłek. Ucieszył się bardzo, wszedł za mną, ustawił się w kolejce. Ja zarekomendowałam mu to, co sama pół godziny wcześniej jadłam.
Gdy już podchodziliśmy do kasy wręczyłam mu dwadzieścia złotych i szybko pożegnałam.
Prawie nic nie pamiętam z rozmowy z tym człowiekiem. Wiem tylko, że prosił mnie o pieniądze; wszystko co mówił poza tym, mogło nie być prawdą. Ale nie było to dla mnie takie ważne.
Myślę, że coś sobie nawzajem daliśmy. Ja jemu głupie dwadzieścia złotych, a on mnie trochę uwagi, chwilowe towarzystwo drugiego człowieka na spacerze i dziwne poczucie mocy, że mogę dać pieniądze lub nie ...
On żebrał o pieniądze, a ja o poczucie bycia potrzebną.
Tego dnia z nikim wcześniej nie rozmawiałam oprócz sprzedawców sklepowych.