Już dobrą chwilę temu towarzysz Wiesław skończył tak długo oczekiwane marcowe przemówienie. Gromkie oklaski, wręcz okrzyki zachwytu, jak rozkołysane fale oceanu przetaczały się po Sali Kongresowej. „Syjoniści do Syjonu”, „Żydzi do Izraela” transparenty umizgały się do oka kamery. Aktyw partyjny zgromadzony na sali po raz kolejny świecił swój robotniczo chłopski tryumf.
W pokoju zapadła chorobliwa cisza. Marek siedział za stołem, głowę zwieszoną nad blatem podparł oburącz jakby dźwigał w niej pudowy kamień.
- Masz tu całą swoją ojczyznę. Tak ci się odwdzięcza za twoje poświęcenie, za krew przelaną w powstaniu żydowskim, a potem w warszawskim i za powojenną tułaczkę, za twoją codzienną pracę lekarza, za twoją aktywność w organizacjach społecznych, dziś usłyszałeś - precz Żydzie do Izraela. Dzisiaj usłyszałeś podziękowanie za twoje życie w tym kraju. Ale także dzisiaj przelała się czara goryczy. Mojej goryczy. Oto pojęłam decyzję i nic nie jest w stanie jej zmienić. Nawet ty. Jaka ja byłam naiwna, jak mogłam ciągle wierzyć, że coś się w tym kraju zmieni. Widzę, że nastawienie do żydów nigdy nie będzie inne jak było przed wiekami, - Ala potrzebowała ruchu, przemierzała energicznie przestrzeń między stołem, a telewizorem.
- W y j e ż d z a m. – wycedziła pochylona nad jego kamiennym ciężarem.
- Aluniu, nie mów tak. Te rządy miną, ten rząd niebawem upadnie. Jestem pewien, że postęp jest wpisany w ten kraj, że do władzy dojdą ludzie o szerokich umysłach, że nacjonalizm i ksenofobia nie będą górą, - Marek nie podnosił głowy, ciągle ważyła zbyt wiele, więc musiał ją podtrzymywać.
- To na nic. Zmiana tego, czy następnego rządu niczego nie zmieni. Jest coś w tym kraju, czego nigdy nie zaakceptuję. Jest coś, co noszę w sobie od dziecka, jak drzazgę w sercu. Pamiętam w czasie wojny w klasie, ubrana na czarno zakonnica, wyprosiła mnie z lekcji religii. – Ty jesteś mała żydóweczka. I nie możesz chodzić na lekcje naszej religii. Przecież to wy, żydzi zabiliście naszego pana Jezuska.
- Powiem ci, że dzisiaj poczułam ogromną ulgę. Oto musiało minąć tyle lat, żeby te pełne pogardy słowa zakonnicy powtórzył I Sekretarz Komitetu Centralnego. Nie mam już czasu żyć dalej z tą drzazgą w sercu.