MiaÅ‚am w liceum polonistkÄ™, niezbyt wysokÄ…, trochÄ™ sepleniÄ…cÄ…, chociaż byÅ‚a mÅ‚oda, to ubieraÅ‚a siÄ™ jak guwernantka. WÅ‚osy byÅ‚y zwiÄ…zane w koczek. ByÅ‚a trochÄ™ zakompleksiona, taka szara myszka. Nie cierpiaÅ‚a dziewczÄ…t, za to uwielbiaÅ‚a chÅ‚opców. Na przerwach ukazywaÅ‚a siÄ™ jak zjawa wÅ›ród nas i prawiÅ‚a nam kazania na temat damsko-mÄ™skich relacji. A potem karÄ… byÅ‚a dwójka lub sÅ‚abe dostateczny i jak zdarta pÅ‚yta powtarzaÅ‚a same zÅ‚e opinie o dziewczÄ™tach. Ja osobiÅ›cie chciaÅ‚am zdać maturÄ™ i zapomnieć o niej. MówiÅ‚am, że na koniec wygarnÄ™ jej wszystko, ale tak siÄ™ nie staÅ‚o. Jakie zdziwienie moje byÅ‚o, gdy po paru latach spotkaÅ‚am jÄ… na oddziale i to ona potrzebowaÅ‚a mojej pomocy. MogÅ‚am jÄ… ominąć, ale nie zrobiÅ‚am tego i zajęłam siÄ™ niÄ… jak najlepiej. A ona wychwalaÅ‚a mnie do moich przeÅ‚ożonych, jaka to ja byÅ‚am porzÄ…dna i zdolna uczennica. Do dzisiaj nie mogÄ™ zrozumieć jej postÄ™powania i upokarzania nas. Przecież byÅ‚a kobietÄ… - takÄ… samÄ… jak my!Â