Zawsze lubiłam patrzeć na ludzkie twarze; te żywe, jak również te malowane i rzeźbione. Jednak żywe twarze obserwować jest najtrudniej. Zwłaszcza w naszej polskiej obyczajowości nie jest przyjęte, aby dłużej przyglądać się twarzy nieznanego sobie człowieka. Po kilku sekundach należy odwrócić wzrok, aby nie być posądzoną o natręctwo. W wielu krajach takie przedłużone spojrzenie, skierowane na bliźniego, świadczy o życzliwym zainteresowaniu drugim człowiekiem i może być zakończone po prostu miłym uśmiechem. Ale nie u nas.
W Polsce jedziemy na przykład w tramwaju, autobusie, czy pociągu i zachowujemy się, jak gdyby wokoło nikogo nie było. Omijamy się skrzętnie wzrokiem, nie mówiąc już o uśmiechu. Być może dzieje się tak na skutek nadmiernego stłoczenia ludzi w miastach, a w środkach transportu zbiorowego szczególnie.
Jednak mimo tych obyczajowych trudności, gdy tylko mogę, gapię się na ludzi, bo mnie interesują. Wiele lat temu chętnie zwracałam uwagę na twarze ludzi młodych, po prostu na osoby z mojej grupy wiekowej. Z upływem lat nadal widzę u siebie tę prawidłowość. Teraz mój wzrok bardziej przyciągają twarze i sylwetki osób w moim i starszym wieku. Patrzę na nie z większą sympatią. Pewnie, dlatego, że odczytuję w ich ruchach i rysach ślady przeżyć oraz zmagania się z problemami właściwymi dla osób starszych. Ciekawi mnie jak żyją ludzie starsi ode mnie, jak sobie radzą z życiem. Zastanawiam się, czy mogłabym się jeszcze czegoś od nich dowiedzieć, nauczyć…
Wiadomo, że z twarzy człowieka można wyczytać wiele. To znana prawda, często powtarzana, nieomal banalna. Upływ czasu żłobi na naszych obliczach to, co przeżywamy. Zmarszczki mimiczne zdradzają, jakich uczuć najczęściej doświadczamy. Oczywiście najciekawsze są, pewnie nie tylko dla mnie, twarze w jakiś sposób indywidualne, wyjątkowe, wybijające się, twarze o bystrych, ciekawych oczach. Należy taką twarz zobaczyć w ruchu; gdy mówi, uśmiecha się, zamyśla, jest smutna. I te twarze zapadają mi w pamięć na długo.
Natomiast twarze podobne do siebie, o tzw. pospolitych, często spotykanych rysach - nie zachowują się w pamięci. Są oczywiście od tych zasad wyjątki, jakby potwierdzające regułę. Twarz pozornie pospolita może czasem utkwić w głowie, gdy się pięknie uśmiechnie lub powie coś bardzo mądrego. Również miła z pozoru, gładka, ale niezbyt ciekawa twarz może się utrwalić w pamięci negatywnie, gdy zachowa się okropnie. Jednak moja pamięć chętniej przechowuje ciekawe twarze ludzi sympatycznych, ludzi doświadczonych przez życie o pięknych, mądrych oczach i ładnym wykroju ust.
Najbardziej dziwi mnie i martwi unifikacja twarzy wielu bardzo młodych ludzi chcących koniecznie wyglądać tak samo jak koleżanka, czy kolega. Taki sam wyraz twarzy, taka sama fryzura i makijaż, taka sama obojętna, wyniosła mina. A ponieważ życie jeszcze nic nie utrwaliło na tych młodziutkich buziach, więc nawet, gdy ładne - są nieciekawe, niewarte zatrzymania na nich wzroku.
Trzydzieści kilka lat temu, gdy po raz pierwszy urządzałam swoje mieszkanko, zobaczyłam gdzieś w sklepie z pamiątkami niewielką gipsową białą główkę z twarzą bardzo starego człowieka, chyba Araba z brodą. Jego twarz była pokryta bardzo gęstą siateczką zmarszczek. Twarz była piękna, no i zachwycił mnie ten precyzyjny odlew gipsowy. Kupiłam go i powiesiłam na ścianie, aby patrzeć na tę twarz. Po kilku latach głowa niestety spadła i rozbiła się na małe kawałki. Ale sentyment do patrzenia na twarze o pięknych rysach, pobrużdżonych gęsto zmarszczkami,  pozostał mi na zawsze.
Â
Â
Klub Sagi – spotkanie 10 marca 2015