Alternatywną medycyną interesuję się od wielu lat. Własne doświadczenia i bliskich mi osób sprawiły, że standardowe metody, diagnostyka, przestały wystarczać. Moc kolorów, dźwięków i ich zdolności uzdrawiania znano już w starożytnych Indiach, Chinach, Egipcie. Wykorzystując wiedzę, że każda barwa emituje określoną częstotliwość drgań, uzupełniamy naszą energię dawkując właściwy kolor. Każdej barwie w leczeniu kolorami (choreoterapia) przypisywane są charakterystyczne właściwości. Również kolory zestawiane są w różnych systemach z dźwiękami, min. z ich wysokościami, co może być stosowane w działaniach terapeutycznych. W rożnych okresach życia potrzebujemy i reagujemy na dany kolor. Natomiast moja ciekawą przygodą okazało się spotkanie z fioletem i jego odcieniami.
W pamięci z dzieciństwa mam taki obraz. Mama stoi przed lustrem toaletki tuż przed wyjściem na bal SARPu. Jest to wyjątkowe wydarzenie, ponieważ jej codzienne życie, wypełnione było odpowiedzialną pracą w połączeniu z trójką dzieci i mężem, który nie zawsze był dla niej oparciem. Wygląda pięknie. Jest ubrana w jasno fioletową, liliową sukienkę z lekko elastycznego, jakby pomarszczonego materiału. Suknia ma duży kołnierz okalający ramiona z przodu i z tyłu. Mama przypina kwiat o ciemniejszym odcieniu, który właściwie jest w kolorze oberżyny, ze złotymi listkami. Zakłada klipsy miękkim ruchem rąk, w kolorze również jasnego fioletu. Siedzimy z siostrą na kanapie wpatrując się w nią jak zahipnotyzowane. Nagle, ledwie wyczuwając, dostrzegłyśmy „magię kobiecości”. - Wy tez będziecie chodziły na bale - mówi do nas uśmiechając się.
Kilka lat temu, w związku z radykalnymi zmianami w naszym rodzinnym życiu, zmuszona byłam do segregacji wszystkiego, również ubrań mamy. I wtedy właśnie trafiłam na tę sukienkę. Zastanawiałam się, co z nią zrobić, ale wspomnienie tego balu sprawiło, że zabrałam ja do Krakowa. Nie powiedziałam mamie, że ją zobaczyłam. Bałam się, że sprawi jej ból wspomnienie czasów pełnej sprawności, choć z taką godnością i siłą znosiła trwającą ponad 25 lat chorobę Parkinsona.
Natomiast jakiś czas po spotkaniu z sukienką, odkryłam się jakby inne spostrzeganie świata kolorów. Wcześniej fiolet był mi zupełnie obojętny. Zaczęłam zwracać uwagę na ubrania na wystawach w tym kolorze, oglądać szale, szaliki, wypatrywać kwiatów w kolorze wrzosowym. Teraz wiem, że był mi potrzebny do odzyskania spokoju, wyciszenia się, zrozumienia własnych potrzeb i uczuć, oderwania od codzienności.
Jakiś czas temu dostałam zaproszenie na spotkanie dwóch grup z mojej specjalizacji na Politechnice Krakowskiej. Spotykaliśmy się, co 10 lat. Początkowo odmówiłam, ponieważ w „fioletowym czasie” bardzo męczyły mnie hałas, nadmiar bodźców, duża grupa ludzi. Przekonała mnie jednak koleżanka. No i odwieczne pytanie. W co się ubrać? I wtedy przyszła mi na myśl „ta sukienka”. Problem był w tym, że na dole były ślady po szabrowaniu moli. Zdecydowałam z sukienki zrobić bluzkę, ucinając na skos, pozbywając się w ten sposób szpecących śladów. W szafie znalazłam letni płaszczyk mojej córki, w kolorze fioletu. Gotowe. To było naprawdę niezwykłe, liliowe spotkanie. Postanowiłam jednak powiedzieć mamie, że wystroiłam się na ten wieczór w jej sukienkę. Słuchała z zadowoleniem i zainteresowaniem opowieści o szczegółach „imprezy”. Jej oczy błyszczały z charakterystycznymi dla niej „chochlikami” i uśmiechały się jak kiedyś. Niebieskie.
Klub Sagi – spotkanie 10 marca 2015