Człowiek samotny, nie mylić z osamotnionym, jest wolny, ma swobodę ruchów, działań mniej lub bardziej stosownych. Może odpuścić sobie to i owo; jeśli jest kobietą m.in. uwolnić się od kieratu domowego, przymusowego oglądania rozgrywek sportowych, dogadzania panu i władcy tu i tam, bycia piękną i zadbaną, seksowną i interesującą przez 24 godz. na dobę. Listek sałaty na obiad, bądź kluski ze szpinakiem, bądź spacer zamiast, a jak!! Oczywiście zamiast produkcji w ilościach przemysłowych rozmaitych pyszności. Nikt nie zrzędzi, marudzi, absorbuje ponad miarę. Jeżeli już to incydentalnie, z różą w zębach, absorbuje co nieco tylko.
Samotność ponoć sprawia, że stajemy się bardziej surowi dla siebie, a łagodniejsi dla innych; jedno i drugie czyni nasz charakter lepszym. Tak twierdził Fryderyk Nitsche przynajmniej.
No chyba, że z tak udoskonalonym charakterem coraz trudniej jest nam znosić własne towarzystwo, wręcz ani chwili dłużej... Wtedy samotność uwiera i doskwiera. A gdy coś uwiera, wiadomo, trzeba to zmienić, w każdym wieku! Przydają się wtedy zaniedbywane dotychczas umiejętności interpersonalne. Odkurzona zasada, ze człowiekowi najbardziej potrzebny drugi człowiek, także ze swoimi wadami i pryszczami. Bo okazuje się że samotność jest bardzo przeludniona /wg Leca/. W otwarciu się na drugiego człowieka przyda się też stosowanie innej, pięknie brzmiącej zasady, ponoć żydowskiej: „Kann mann trinken/ kann mann tanzen/ aber niemals/ mit zasrancen”.
Klub Sagi – spotkanie 14 kwietnia 2015