Tydzień temu z trudem dotarłam do odległej przychodni specjalistycznej na ul. Rozrywka. Byłam tu pierwszy raz. W poczekalni nasłuchałam się opinii o przyjmującym lekarzu – że mruk, nie patrzy nawet na pacjenta, ucina długie wywody, ale też – że stawia trafne diagnozy, jest dobrym fachowcem.
Kiedy weszłam do gabinetu, faktycznie naburmuszony ledwie na mnie spojrzał, na moje „dzień dobry” mruknął coś pod nosem i zaczął studiować podane mu wyniki badań. Potem zapytał mnie o choroby, które aktualnie leczę. Wymieniłam kilka, po czym zaryzykowałam żart i powiedziałam, że więcej grzechów, czyli chorób nie pamiętam. Na to lekarz, rzekomy mruk, popatrzył na mnie, uśmiechnął się i dokończył: „I nie za wszystkie żałuję”.