Prawie Moją Polskę można znaleźć w filmie „Piąta pora roku”, którego premiera miała miejsce w 2012 r. Reżyserem filmu, na podstawie scenariusza Natalii Pryzowicz – studentki reżysera, jest Jerzy Domaradzki urodzony w 1943 r. we Lwowie twórca m.in. filmów "Wielki bieg" (1981), "Łuk Erosa" (1987), przez wiele lat mieszkał i tworzył w Australii. Oprócz filmów fabularnych tworzył również dokumenty m.in. "Szlachetny dzikus" o Bronisławie Malinowskim, wybitnym polskim antropologu i jego badaniach w Nowej Gwinei, oraz serię dokumentów o polskiej emigracji do Australii: "Grać do góry nogami", "Co ja tutaj robię...", "Kochać czy nienawidzić".
Fabuła „Piątej strony roku” w największym uproszczeniu to ukazanie rodzącej się bliskości i osiągnięcie takiego stanu kiedy bohaterowie „nie czują się więcej samotni” jak mówi reżyser w jednym z wywiadów i dodaje „dlatego nie zakończyłem mojego filmu wspólnym trzymaniem się za rączki, tylko zasugerowałem, że ta podróż będzie dalej kontynuowana”.
Bohaterami są ludzie dojrzali: Barbara – samotna po śmierci wieloletniego partnera malarza Edwarda, emerytowana nauczycielka muzyki i śpiewu, „Paniusia z Sosnowca” - grana przez Ewę Wiśniewską i Witek, grany przez Mariana Dziędziela, wdowiec na wcześniejszej emeryturze, były górnik mieszkający na Śląsku w Nikiszowcu, hodowca – pasjonat gołębi pocztowych dorabiający jako taksówkarz jeżdżący używanym Mercedesem, którego kupił za odprawę emerytalną. Po zamknięciu kopalni została po niej tylko orkiestra górnicza, w której na trąbce gra Witek. Wydaje się, że jedyną wspólną pasją jest muzyka, Basia słucha włoskiej opery, Witek gra i śpiewa na tanecznych wieczorach dla seniorów. Sam reżyser zastanawia się „I to było ciekawe, jak ci ludzie się będą zachowywać, kiedy się spotkają”
Film zaczyna się od pogrzebu zmarłego nagle na zawał długoletniego partnera Basi Edwarda, na którym Witek na koniec gra pożegnalny utwór. Intryguje go efektowna wdowa, chce nawiązać z nią kontakt. Pragnąc spełnić ostatnie życzenie partnera i rozsypać jego prochy nad morzem, w miejscu ich pierwszego spotkania, Basia zwraca się o pomoc do Witka, którego poznaje w domu kultury, gdzie śpiewa i gra do tańca seniorom +55, a ona w galerii tegoż domu ma wystawić obrazy Edwarda jedyne przedmioty jakie rodzina Edwarda - ustawowi spadkobiercy pozwolili jej zostawić, nakazali opuścić mieszkanie, w którym przeżyli wspólnie 30 lat. Zamawia u Witka kurs nad morze, „wykupuje” prochy Edwarda z cmentarza i wyruszają w podróż, która ma trwać jeden dzień”.
Jadą przez Polskę ze Śląska, schludnego, zielonego z sympatycznymi i pełnymi energii mieszkańcami, nad morze drogami wzdłuż drzew. Krajobrazy utrwalone w doskonałych zdjęciach Zbigniewa Wichłacza ilustrowanych piękną muzyką Jerzego Satanowskiego.
Podróż obfituje w zabawne przygody i dramatyczne opresje. Na początku tracą dokumenty, pieniądze i telefony, gdyż w swojej dobroduszności czy też naiwności zabierają młodą zmokniętą autostopowiczkę z różańcem, która „jedzie na pielgrzymkę na Jasną Górę„. Ona zaś okazuje się być złodziejką i prostytutką. Poszukiwania jej na parkingu wśród tirówek nie kończą się sukcesem. Okoliczność ta powoduje, że podróż się przedłuża, muszą nocować w plenerze nad jeziorem, odwiedzają dom rodzinny Basi – duży drewniany ale zapuszczony. Mieszkająca w nim siostra opiekuje się wnuczkami, bo dzieci pracują za granicą. W drodze Basia musi odebrać poród, sama nie rodziła bo partner nie chciał dziecka - uświadamia sobie co utraciła. W kolejnym epizodzie Basia po raz pierwszy prowadzi samochód (bo Edward jej nie pozwalał) i wjeżdża na pobocze. Przygoda kończy się poszukiwaniem Witka w szpitalu, do którego został zabrany z podejrzeniem zawału gdy po wysiłku jakim było wypychanie samochodu z pobocza.
Wszystkie te okoliczności i inne humorystyczne, których w filmie nie brakuje, pozwalają lepiej się poznać bohaterom i odkryć, że wiele ich łączy, że lepiej być z kimś niż samemu, docierają w końcu nad morze, nad którym Witek znalazł się po raz pierwszy w życiu.
Film oddający wiernie realia stanowi fotografię zjawisk występujących w Polsce na początku II dekady XXI w. Zamykanie zakładów pracy, bezrobocie i emigracja, rozłąki rodzin, alkoholizm, nieprzyjazna służba zdrowia, dominująca rola kobiet, niepoważne traktowanie petentów w komisariacie policji to codzienne sytuacje ukazane w filmie.
Obraz pokazuje cechy Polaków zarówno pozytywne jak i negatywne - zaradność, kreatywność (wysłanie gołębia pocztowego z prośbą o pieniądze), poczucie humoru, „duma narodowa” (Witek łamiąc ograniczenia wymija jadących nowym autem parę z Niemiec bo ci żartowali z ich modelu) ale równocześnie omijanie prawa „załatwianie za pieniądze” (wykradzenie prochów, rozsypanie w morzu).
Dialogi w filmie są dowcipne, lekko ironiczne. Ogólnie film jest ciepły, ale nie przesłodzony, nie pozbawiony sytuacji humorystycznych. W ogólnym wyrazie również satyryczny.
W filmie nie ma drastyczności, reżyser powiedział „moją ambicją było, aby z ekranu nie padło ani jedno przekleństwo, a jeżeli już pada, to zabarwione śląskimi naleciałościami, które nie ranią ucha”.
Zdjęcia są bez udziwnień, montaż tradycyjny, słychać co mówią aktorzy a grają koncertowo za swoje role Ewa Wiśniewska w Chinach a Marian Dziędziel w Kairze otrzymali nagrody festiwalowe. Bardzo wyraziście przyjaciela Witka gra Andrzej Grabowski, dobrze grają występujący w epizodach Natalia Rybicka, Leszek Lichota, Agnieszka Mandat.
Dialogi w filmie są dowcipne, lekko ironiczne. Ogólnie film jest ciepły ale nie przesłodzony, nie pozbawiony sytuacji humorystycznych i satyrycznych.
Film moim zdaniem nie miał dobrej reklamy, aby zachęcić starszych widzów, żeby jednak wybrali się do kina na polską produkcję, zrobioną także dla nich. Może reżyser po długim pobycie za granicą „wypadł”, może podpadł, że nie pokazuje Polski autostradowej z ekranami akustycznymi i zaangażowanych „szczurów” korporacyjnych czy kontrowersji, które lepiej się sprzedają.
Jest to trochę „film drogi” można go porównać do amerykańskiego filmu Bruce'a Beresforda z 1989 roku "Wożąc panią Daisy" a gra duetu Ewa Wiśniewska Marian Dziędziel nie ustępują Jessice Tandy i Morganowi Freemanowi.