Moja Polska

Mandat

To była właśnie taka sytuacja. Kiedy czujesz lekkość, kiedy wszystko ci pasuje, kiedy wszyscy są dla ciebie wspaniali, a ty bez namysłu w zamian stajesz się dla nich ofiarny i wyrozumiały. To w takiej chwili powinny nas napadać najgorsze wieści. Kiedy jesteśmy w takim cudownie, kosmicznym stanie, jesteśmy najbardziej odporni na wszelkie przeciwności losu. Jakoś jednak zwykle te złowróżbne wieści odczekują, aż przejdzie nam ten nieziemski nastrój i dopiero wtedy atakują, w dodatku ze zdwojoną siłą.

Las był dość przejrzysty i widoczność zezwalała na obserwację przyrody na wiele metrów przede mną. Młodnik sosnowy wchłonął mnie swymi cienkimi pniami i całkowicie zaakceptował w swym wnętrzu. Na podłodze lasu dominowały trawy, ale też dywan zawierał wiele zeschłych liści z wielu poprzednich opadów. Niektóre z liści już całkiem suche trzeszczały pod stopami i kusiły, aby rozgarniać je beztrosko w tej wędrówce bez celu. Czułem ten skrawek lasu, czułem czystość powietrza i nagrzaną popołudniowym słońcem ściółkę leśną. Najważniejsze, że czułem ten niewypowiedziany związek między wnętrzem moim i wnętrzem tego lasu.

Teren wznosił się niespodziewanie i po wejściu na zadrzewiony grzbiet, zobaczyłem staczającą się w dolinę pochyłość. W dali widać było sunące bezgłośnie sylwetki samochodów. Droga szybkiego ruchu oplatała przeciwległe wzgórze i znikała w głębi mocno zalesionej strony. Jeszcze parę kroków, jeszcze zachłyśniecie się otaczającym krajobrazem, jeszcze świadomość niepowtarzalności takiej jak ta chwili, jeszcze świadomość poczucia bezpieczeństwa i z początku siedzę, a po chwili już leżę nieruchomo na tej szalce jaką jest powierzchnia ziemi i pozwalam tej gigantycznej ziemskiej wadze zważyć się wraz z ubraniem. Widziane od spodu wierzchołki drzew, aby niczym nie zaśmiecać wiszącego nad głową nieba, niczym wielkie brzozowe miotły skutecznie omiatają błękit z natarczywych kłębków białej waty.

Leżałem świadomy chwili, leżałem bez końca. Szalka tej ziemskiej wagi zaczęła swój regularny rytm i unosiła mnie raz w górę, raz delikatnie w dół, jak do snu.

Nagle, obudził mnie trzask palonych gałęzi sosnowych i blask pobliskiego ogniska. Niebo już zdążyło zasłonić dawny, dzienny, jasny błękit zasłoną, na której pojawiły się przenoszone z ogniska i lecące do góry iskierki. Kiedy już doleciały do celu zastygały nieruchomo na tym fioletowym suficie i widziałem, że niektóre mrugają do mnie porozumiewawczo. Obudzony leżałem pamiętając stan mego szczęścia jeszcze przed chwilą, ale w jego miejsce pojawił się stan niepokoju, na pewno nie lęk, ale na pewno poczucie niepewności i zaciekawienia. Dochodziły bowiem do mnie trochę stłumione, lecz jednak słyszalne fragmenty rozmowy. Głosy męskie. Mrok dodatkowo zasłaniał najbliższą okolicę.

Szczelnie zamknąłem oczy, bo intuicja podpowiedziała mi jedną w tej sytuacji zasadę – leż i czekaj, leż, bo skoro nic ci do tej pory nie grozi, to może właśnie dlatego, że leżysz i śpisz. Póki co, staraj się przeanalizować sytuację wnioskując z tych danych jakie przyniesie ci podsłuchana rozmowa. Zamarłem.

Obudziłem się w samą porę. Blask ognia dochodził z okolic moich nóg. Nie było to wielki ogień. Rozmowa była prowadzona głosami spokojnymi i wraz z dochodzeniem do pełnej świadomości mojej sytuacji, dochodziły do mnie fragmenty całkiem wyraźnego dialogu,

- Może powinniśmy go już obudzić. Kiedy przyjadą po niego, dobrze byłoby, żeby nie musieli czekać aż przeniesiemy go na podwodę, lepiej go obudźmy, żeby był gotowy do dalszej drogi, – głos mówi bardzo dużo o jego właścicielu. Nie wiem skąd to wiem, ale w głosie jest bardzo dużo danych na temat cech osobniczych jego właściciela. Głos to jakby akustyczny odcisk palca człowieka. Po sposobie wypowiadana poszczególnych zgłosek, po rozkładanych akcentach na poszczególne słowa, wreszcie po samej wartości akustycznej, melodyce i głośności przy artykułowaniu poszczególnych sylab, jestem w stanie wydać mniej więcej trafny portret wewnętrznych cech właściciela głosu.

Po tym co usłyszałem, byłem pewien, że ten głos należy do podwładnego i skierowany był do jego dowódcy, kogoś, kto w tej chwili decyduje. Jeszcze pojawiła mi się taka myśl, że ten co powiedział przed chwilą, ma wielkie ambicje dowódcze i jako młodszy wiekiem i stopniem od swego dowódcy, chętnie zastąpiłby swego przełożonego w podejmowaniu ważnych decyzji.

Czekałem na odpowiedz, żeby w tym głosowym rozeznaniu wiedzieć coś więcej o siedzących obok mnie mężczyznach i wykonać naprędce portret drugiego rozmówcy. W tym momencie od odpowiedzi tego drugiego zależał mój los.

- Niech jeszcze poleży, niech pośpi, niech nabierze sił. Pamiętaj, że sen jest teraz dla niego najlepszym lekarstwem. Zanim go zawieziemy na punkt, może w drodze zdarzyć się jeszcze wiele gorszych nieszczęść niż dotąd. Pojedziemy tą drogą po drugiej stronie doliny, ona wiedzie przez las, a nocą Niemcy wolą nie ryzykować wędrówek po lesie, więc jest szansa, że dowieziemy dowódcę do leśniczówki bezpiecznie. Już tak bardzo nie krwawi, ale rana jest bardzo niebezpieczna. Lepiej niech leży i śpi. Poza tym nie mamy pewności, czy podwoda przyjedzie o umówionej porze. Najważniejsze, żeby nie zdarzyło się to, co stało się po akcji z „Burym”. Też czekaliśmy na transport, ale o wyznaczonej porze zamiast naszego adlera, podjechał niemiecki studebaker. Na szczęście nikt nie wychylił się przed czasem i dzięki temu „Burego” dowieźliśmy szczęśliwie naszym transportem do wiejskiego felczera. Sprawdź, czy jest dobrze przykryty, albo najlepiej weź moją bluzę i podłóż mu pod głowę.

- Rozkaz, panie kapitanie, ale podłożę mu pod głowę swój plecak. Jest miękki bardziej niż bluza - rozkaz wykona, ale na swoim postawi, dobrze go rozszyfrowałem.

Usłyszałem odgłos wstawania i ktoś przekroczył mnie idąc tuż obok.

- Rozepnij mu pas, to mu trochę ulży i podaj jego pistolet. Bardziej nam się przyda niż jemu. W czasie transportu musimy być czujni - rozkazał kapitan.

Intuicja znów mnie nie zawiodła. To był dowódca ze swoim podwładnym, ale ten ktoś, kto poza mną śpi w niewielkiej odległości ode mnie, jest najważniejszą figurą jakiegoś partyzanckiego oddziału.

- Panie kapitanie, a co zrobimy z tym cywilem który śpi obok jak zabity. Sprawdzałem i na pewno żyje. Nawet się martwiłem, że jego chrapanie może sprowadzić na nas wroga.

Miliony mrówek zaatakowały w tym momencie moje ciało. Zupełnie straciłem czucie. Jedyne co działało w moim organizmie to słuch. Słuch pozwoli na podjęcie szybkich, ratujących życie decyzji. Szalka wagi, na której leżałem już tak długo, nagle gwałtownie opadała i znów gwałtownie unosiła się w górę. Ziemia nie zdecydowała jeszcze czy ma wyrzucić mnie w przestrzeń, czy pogrzebać żywcem.

- Dawno już zastanawiałem się jak potraktować tego faceta. Widać, że to nikt z naszych. Po rękach wnoszę, że to jakiś inteligent. Może zostawmy go w spokoju, bo skoro śpi to nawet nie będzie wiedział, że tuż obok niego jacyś partyzanci walczyli o jego spokojny sen. A na pewno po latach, kiedy już wywalczymy tę naszą ukochaną ojczyznę i kiedy będzie już niepodległa, to na pewno odwdzięczy się nam za ten trud i nasze nieprzespane noce i ten niepokój przed każdą akcja i tę krew wsiąkającą w naszą ojczystą glebę po każdej akcji.

Bo wierzę, wierzę święcie, że wywalczymy ojczyznę naszą, czyli wolną i sprawiedliwą, w której nie będzie już oszustów w rządzie, ani biedy. Ojczyznę, w której drugi człowiek będzie celem, a praca dla jego dobra, będzie zaszczytem i najwyższym honorowym nakazem.

I nawet nie sam bóg, i nawet nie honor, ale to ojczyzna jest najwyższym sędzią i najwyższą instancją. Wiedz, że kiedyś wojna się skończy i czy sądzisz, że nasze ofiary z najwaleczniejszych synów naszego narodu pójdą na marne. Ze znów rozpocznie się wzajemne knucie i pohańbienie naszego wysiłku, naszego życia, naszej wiary, naszej nadziei i naszej miłości do ojczyzny. Krew wsiąknięta w tę ziemię wiecznie będzie upominać się o chwałę dla walczących, dzisiaj bronią, ale w przyszłości pracą, uczciwością. nie dla nas, ale dla takiego śpiącego na skraju lasu cywila jak ten i dla następnych pokoleń. Dlatego proponuję zostawić go w spokoju. Niech dożyje czasów, w których wyniesiona będzie nasza ofiara na najwyższe ołtarze naszej ojczyzny - mówił zbyt patetycznie, ale zrozumiale w jego ustach.

Już trakcie tej wypowiedzi miliony mrówek w pośpiechu i ze wstydem ewakuowały się z mego ciała. W ich miejsce przyszło gorąco nie do wytrzymania.

- Panie, muszę panu wypisać mandat za palenie ognia. Widzę tu wyraźne ślady ogniska, śpi pan w najlepsze, a ten młody las posadzony był po tym, jak w czasie wojny partyzanci broniąc wzgórza spalili się tutaj wraz z lasem - stał nade mną stary leśniczy.

- Albo nie, daruję panu ten mandat… - wygląda mi pan na porządnego obywatela, - w głosie usłyszałem wyrozumiałość.